niedziela, 23 czerwca 2013

Banglo - Rozdział 10 ~Suzy

Miłego czytania! <3 

-Hyung...? -Odezwałem się, gdy oboje usiedliśmy na sofie w ogromnym salonie. Kiedy ściągnął coś, co chyba służyło mu za kurtkę, zobaczyłem że stracił przynajmniej pięć kilo. Koszulka, którą na sobie miał na nim wisiała a ręce były dziwnie kościste.
-Tak?
Dlaczego wydawał się dla mnie taki obcy? Mimo że widziałem go, słyszałem jego głos....dlaczego ciągle czułem się jakby wcale go nie było?
-Bądź ze mną szczery. -Poprosiłem.
Milczał, ale po jego minie wyczytałem że miałem kontynuować.
-Kim ja dla ciebie jestem? -Musiałem zadać mu to pytanie. Moje ciało aż wyło żeby się do niego przytulić, pocałować ale nie wiedziałem czy mam jeszcze do tego prawo.
To pytanie chyba trochę go speszyło, bo nagle odwrócił wzrok.
-Dlaczego tak nagle o to...
-Odpowiedz mi, proszę. -Powiedziałem spokojnie.
-Przecież wiesz...
Pokręciłem głową, nie dając mu szansy dokończyć.
-Nie wiem. Minęło tyle czasu, tyle rzeczy się wydarzyło...
-Zelo. -Mówiąc moje imię przysunął się do mnie i złapał mnie za rękę. -Czy gdybym nic do ciebie nie czuł, robiłbym te wszystkie idiotyczne rzeczy? Ryzykowałbym tyle, żeby tylko cię uratować?
Tym razem ja spojrzałem gdzie indziej.
Mimo tego i tak ciągle biłem się z myślami. Więc...
-Dlaczego nie zostałeś ze mną w szpitalu? -Dokończyłem swoje pytanie na głos, czując jak łzy zbierają mi się do oczu.
Słyszałem już mniej więcej co się stało od chłopaków, ale oni nie wiedzieli co myślał, nie znali jego motywów.
-Ja...nie mogłem na ciebie patrzeć. Takiego słabego, prawie nieżywego. Za każdym razem kiedy wchodziłem do sali w której leżałeś, kończyłem na podłodze rozhisteryzowany. Wolałem mieć jeszcze ten cień nadziei, dlatego zerwałem z wami wszystkie kontakty. Bałem się że pewnego dnia ktoś do mnie zadzwoni i powie że odszedłeś. Nie zniósłbym tego. Nie mógłbym spojrzeć...na twoje martwe ciało. Przez ten cały czas...modliłem się, błagałem, żebyś tylko żył. Żebym znów mógł cię zobaczyć. Teraz wydaje mi się to głupie, ale wtedy nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić.
-Więc dlaczego tak nagle wróciłeś?
Uśmiechnął się smutno.
-W końcu ta niewiedza zaczęła mnie dobijać. Uspokoiłem się trochę, wszystko przemyślałem. Zacząłem tęsknić za Koreą, za zespołem, za tobą. Postanowiłem, że wrócę cokolwiek by się stało. Zajęło mi to trochę czasu, ale spakowałem się i przyjechałem.
Nie wiem kiedy ale zacząłem płakać. Właściwie bardziej przypominało to chlipanie małego, bezbronnego dziecka.
-Ja...kiedy obudziłem się w szpitalu, nigdzie cię nie było...-Musiałem na chwilę przerwać, żeby złapać oddech.-Czułem się tak okropnie, nie wiedziałem czy żyjesz...a później myślałem że mnie zostawiłeś. Nie odzywałeś się do nikogo przez ten cały czas...
-Zelo...kochanie...słoneczko...-Objął mnie ramionami, a ja tak jak kiedyś położyłem głowę na wgłębieniu pod jego szyją. W jego głosie było słychać niedowierzanie -Jak mógłbym cię zostawić?
-Tyle przeze mnie przeżyłeś...sam o mało co nie zginąłeś...
-To nie ma większego znaczenia. Ważne że ty jesteś cały.
Miałem ochotę parsknąć. Nie wiedziałem czy udawał, czy serio był takim idiotą.
Przekręciłem się tak, żeby patrzeć na jego twarz, i pocałowałem go. Jego usta tak jak kiedyś były ciepłe i miękkie. Tęskniłem za nimi.
Chwycił moją twarz w dłonie i pogłębił pocałunek. Zarzuciłem ręce na jego szyję kiedy poczułem jego język w swoich ustach. Po chwili jego dłoń delikatnie zaczęła jeździć po moich plecach, rysując jakieś wzorki i ciarki przeszły po moim ciele kiedy włożył ją pod koszulkę. Lekko drgnąłem, i chyba to zauważył bo odsunął się na chwilę.
-Mam przestać? -Zapytał zmartwiony, ale zauważyłem smutek i nutę pożądania w jego oczach. Jak niby miałem mu odmówić, kiedy on tak na mnie patrzył?
-Żartujesz?
Uśmiechnąłem się niepewnie i znowu go pocałowałem. Nie zaprotestował i wręcz przeciwnie, wziął mnie na  kolana. Powoli ściągnął moją koszulkę, chcąc jeszcze raz upewnić się czy aby na pewno nie miałem nic przeciwko.
Chwyciłem go za rękę i wstałem, prowadząc go do mojego pokoju. Zanim tam doszliśmy, rzucił mnie na ścianę i zaczął całować. Uczucie było niesamowite, mógłbym tak przez cały dzień. Zacząłem rozpinać pasek jego spodni, ale szło mi nieco opornie. Yong Guk starał się to ignorować, ale nagle wybuchł śmiechem.
Kiedy zobaczył moją zmieszaną minę zaczął śmiać się jeszcze bardziej, zginając się w pół.
Lekko zirytowany odepchnąłem go od siebie i poszedłem do pokoju szybkim krokiem, ale na moje usta również cisnął się uśmiech, od którego ledwo się wybroniłem. Rzuciłem się na moje łóżko, kładąc się na boku. Po kilku sekundach chłopak z poważną miną wkroczył do pokoju. Nie trwało to długo, bo kiedy na mnie spojrzał, znów zaczął uśmiechać się jak debil. Położył się koło mnie, czekając na moją reakcję.
-Wszystko zniszczyłeś. -Mruknąłem.
-Mhm...czyli nie chcesz tego? -Zapytał, całując mnie w policzek. -I tego? -Lekko ugryzł mnie w ucho, od czego niemal nie jęknąłem z rozkoszy. Niech on mi tego nie robi. Pomyślałem. -I...tego? -Przeszedł trochę niżej i pocałował moją szyję, rękami błądząc po moim torsie. Przez cały czas walczyłem ze sobą, żeby tylko zachować grobową minę.
-No dobra...-Zacząłem, starając się nie zacząć dyszeć. -Tym razem ci wybaczę.
-Jakiś ty...hojny. -Zamruczał, i zręcznie rozpiął moje spodnie jedną ręką. Uśmiechnął się. -Tak to się robi. -Wyszeptał.
-Oh przepraszam, nie mam tyle wprawy co ty.
-Nie chodzi o wprawę. Z tym się trzeba urodzić.
-Krety`n.
Znowu zaśmiał się melodyjnie i mnie pocałował. Tym razem zrobił to trochę szybciej, namiętniej.
Na szczęście potrafiłem ściągnąć jego koszulkę bez większych problemów. Mimo to, i tak się uśmiechał.
Bałem się wrócić do jego paska, ale wyręczył mnie i sam rozpiął spodnie, wybawiając mnie tym od niepotrzebnego upokorzenia.
Zacisnąłem zęby kiedy włożył rękę pod moje bokserki. Jeszcze nie teraz, Zelo, nie ekscytuj się tak, poczekaj...
Żeby zająć się czymś innym, zsunąłem jego jeansy do końca i rzuciłem je gdzieś na ziemię. Mimo że jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem go zupełnie nagiego, widziałem że jego ciało się zmieniło. Czy na prawdę tak się katował, myśląc że nie żyję? Tyle razy zapewniał mnie o swojej miłości, ale nie mogłem mu uwierzyć.
Czy ja w ogóle wierzyłem w prawdziwą miłość? Nie byłem pewien. Kochałem go, ale...jak długo to potrwa? Przecież obaj jesteśmy facetami, w dodatku sławnymi. Wszyscy zawsze nas obserwują, chodząc za nami krok w krok.
Moje rozmyślania przerwała dłoń Yong Guk'a na moim kroczu. Nawet nie zauważyłem kiedy pozbył się reszty mojej garderoby. Oboje byliśmy już nadzy, ale nie czułem się dziwnie, ani nie byłem zażenowany. To wydawało się takie...naturalne.
Kilkanaście sekund później oboje byliśmy już podnieceni i daliśmy się ponieść chwili. Kiedy ja bawiłem się jego sutkami, on cały czas energicznie zadowalał mnie ręką, a ja wzdychałem cicho i pojękiwałem co jakiś czas.
-Hyung! -Krzyknąłem, kiedy w końcu doszedłem. Najwyraźniej z siebie dumny, uśmiechnął się promiennie i cmoknął mnie w usta, po czym delikatnie odwrócił mnie na brzuch. Wiedziałem co się szykuje, ale mi to nie przeszkadzało. Już raz...to przeżyłem, ale wiedziałem że tym razem będzie inaczej. Dotyk Yong Guk'a był inny, przyjemny...obchodził się ze mną tak jakbym był zrobiony z cukru, i mógłbym rozpaść się w każdej chwili. Chcąc przyzwyczaić moje ciało do tego co zaraz miało nastąpić, najpierw użył swoich dwóch palców. Nie poczułem bólu kiedy we mnie wszedł, ale oblało mnie nagłe gorąco, i oboje jęknęliśmy w tym samym czasie. Zaczął poruszać się, z każdym ruchem cicho dysząc. Ja...sam nie wiem jak opisać to uczucie. W każdym razie to było niesamowite. Kilka razy zacisnąłem swoje pośladki, doprowadzając mojego hyunga do jęczenia jeszcze głośniej. Niedługo po tym, oboje byliśmy wyczerpani i opadliśmy na poduszki.
Yong Guk przytulił mnie do swojej nagiej piersi, głaskając mnie po włosach.
-Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało. -Szepnął mi do ucha, muskając je swoim nosem.
-Tak tak, już nie próbuj mnie tak czarować, bo jeszcze się zakocham czy coś. -Mruknąłem z uśmiechem.
-Ha ha ha. Śmieszny jesteś.
-Wiem. Jak ty to powiedziałeś? Z tym trzeba się urodzić.
-Mówię poważnie. Raz w życiu chcę ci coś wyznać a ty się ze mnie nabijasz.
-Przepraszam, Hyuuuuuung. -Wymruczałem.
-Myślisz że to nadal na mnie działa?
-A nie?
-....
-Oh, hyung, słaby jesteś. Jedno mruknięcie i już jesteś mój. Za niedługo będę mógł cię w pełni kontrolować.
-Nie prawda! Zaprotestował słodko marszcząc brwi.
Zaśmiałem się, całując go w usta.
-Gdzie ty w ogóle byłeś przez ten cały czas, co?
-Głównie we Włoszech.
-Przecież nie lubisz Włoch. -Zdziwiłem się.
-Dlatego nikt by mnie tam nie szukał...czekaj...kiedy wracają chłopaki?
-Cholera, zapomniałem. Chyba jutro rano.
Westchnął cicho.
-Mogliby przedłużyć sobie trochę ten wyjazd.
-Nie stęskniłeś się za nimi? Himchan będzie skrzywdzony. -Wyrzuciłem mu, udając oburzonego.
-Wolałbym jeszcze nacieszyć się tobą.
-Przykro mi, będziesz musiał trochę poczekać na następną okazję.
-Mamy jeszcze całą noc...-Przypomniał mi z jednoznacznym uśmiechem.
Spojrzałem na niego przerażony.
-Chyba żartujesz. Ja tutaj ledwo żyję i wszystko mnie boli i...
-Wiem słonko, wiem. Żartowałem. -Zaśmiał się tym swoim zabójczo seksownym śmiechem, zwalając mnie tym z nóg, mimo że leżałem. A najlepsze jest to, o ironio, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ja dla tego śmiechu byłbym w stanie zrobić wszystko.



                                                                                                         

                                                                                                                        ~Suzy



niedziela, 9 czerwca 2013

Banglo - Rozdział 9 ~Suzy

Troszkę krótki, ale tak długo czekaliście że należy wam się chociaż tyle <3 Następny postaram się napisać szybciej :3

Nie poszedłem na pogrzeb. Nie miałem siły, ani ochoty patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy rozhisteryzowani za nim płakali. Ja już zbyt długo płakałem i zbyt często chciałem odebrać sobie życie. To ja miałem umrzeć, nie on. Przynajmniej sobie na to zasłużyłem.
Jednak nic nie mogłem zrobić. Było za późno żeby cokolwiek zmienić.
 Wolałem żyć z poczuciem winy, które przygniatało mnie każdego dnia, niż zakończyć swój żywot. Śmierć nie była dla mnie wystarczającą karą. To było zbyt proste, mało bolesne.
Nie pamiętam dokładnie co się wtedy stało...od tych wszystkich uderzeń zapomniałem. Miałem tylko krótkie przebłyski, co doprowadzało mnie do szału. Było głośno, i wszędzie unosił się dym. Później zobaczyłem jego twarz..po raz ostatni. Tylko tyle wiedziałem.
Kochałem go. Momentami może nie byłem tego świadom, albo odpychałem od siebie tą myśl, ale był pierwszą osobą którą obdarzyłem tak silnym uczuciem. To zabrzmi żałośnie, ale nadal nie wierzyłem że go nie ma. Przeze mnie zginął. A właściwie przez moją głupotę. Nie tego chciałem, ale w głębi duszy przeczuwałem że to się tak skończy. Z drugiej strony...czy on kochał mnie tak bardzo żeby zaryzykować dla mnie swoje życie? Przecież mówił że mu na mnie zależy, ale...czy to była miłość? Nawet nie wiem kiedy sprawy nabrały takiego obrotu. Jeszcze kilka miesięcy temu rzadko się do siebie odzywaliśmy, a teraz? Tak cholernie za nim tęskniłem, że czułem niemal fizyczny ból którego w żaden sposób nie mogłem się pozbyć. Jego głos, włosy pachnące świeżymi brzoskwiniami w połączeniu z wanilią, jego dotyk,  lekko zarysowana szczęka, sposób w jaki mnie przytulał i głaskał po włosach...te wszystkie rzeczy wydawały się być tak daleko, a ja rozpadałem się na kawałki z każdym dniem.

Cały zespół był załamany, niemal tak samo jak ja. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach, ale żaden z nas się nie odzywał. Przez resztę czasu siedzieliśmy w pokojach. Fani... Oni nie wiedzieli co się tak naprawdę stało. Myśleli że mieliśmy wypadek samochodowy. Nie miało to wielkiego znaczenia, bo efekt byłby taki sam. Niektórzy z nich pisali do nas, chcieli się z nami spotkać, dowiedzieć jakiś szczegółów. Inni pozamykali się w sobie, przeżywali to na własny sposób. Reszta po prostu przysyłała różne prezenty i kondolencje, mówiąc że nas wspierają.
Zawiesiliśmy swoje działanie, bo nikt dokładnie nie wiedział co się z nami stanie. Bez niego to nie byłoby to samo, nie moglibyśmy nazywać się B.A.P, którego on był dużą częścią. To było zbyt traumatyczne, i w najbliższym czasie żaden z nas nie byłby w stanie czerpać przyjemności z tego co robimy. Nasza przyszłość mogła się zmienić w bardzo krótkim czasie, ale może to i lepiej gdybyśmy się rozwiązali...wyjechałbym za granicę, gdzie mało kto by mnie rozpoznał i zaczął normalne życie. Byłoby ciężko nagle zrezygnować ze śpiewu, ale w końcu bym do tego przywykł, bo  nie wiedziałem co innego mógłbym ze sobą zrobić, i czułem się jakbym oszalał.
Ostatnio nawet zdawało mi się że go widziałem, ale zniknął gdzieś i nie potrafiłem go znaleźć.
A może to tylko wyobraźnia? Tak bardzo pragnąłem by znowu go zobaczyć, że miałem omamy?

                                                                        * * *

-Zelo! -Zelo! -Ktoś lekko szarpnął moje ramię.
Otworzyłem oczy, natychmiast je przymrużając przez ostre światło, ale zobaczyłem że twarz Himchana, który siedział koło mnie cała rozpromieniała.
-Obudziłeś się! -Krzyknął, nadal z szerokim uśmiechem i niedowierzaniem.
Zaraz...ale jak to? Nie rozumiałem co się dzieje.
Rozejrzałem się dookoła, i tak samo jak kiedyś zobaczyłem całe białe pomieszczenie i poczułem ten sterylny zapach. Moje gardło było jak pustynia, a wszystkie mięśnie obolałe.
Szpital? Przecież już dawno wyszedłem ze...
-Myślałem że nigdy się nie obudzisz. -Zwrócił się do mnie chłopak, przerywając moje przemyślenia.
-Ile...? -Zacząłem, ale zanim dokończyłem pytanie, już mi odpowiedział.
-Byłeś w śpiączce całe pięć i pół miesiąca.
Byłem w śpiączce? Przez tak długi czas? Czyli przez cały ten czas...ja...śniłem. Śniłem...czyli to wszystko było nie prawdą? Co się tak naprawdę stało? Gdzie Yong Guk? Żył?
-Boże, Zelo! -Daehyun wpadł do sali. Jego włosy były dłuższe niż zwykle, ciemnobrązowe i postawione do góry. Chyba nawet był trochę wyższy, ale może tylko mi się zdawało, bo tak długo go nie widziałem.
Natychmiast zrzucił Himchana z krzesła, i sam na nim usiadł. Chłopak spojrzał na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedział.
-Jak się czujesz? -Zapytał troskliwie, dokładnie mi się przyglądając.
-Wszystko mnie boli.
Kiwnął głową ze zrozumieniem, kiedy reszta zespołu weszła do sali. To znaczy, tylko Jong-up i Youngjae. Coraz bardziej zacząłem się denerwować. Dlaczego go tutaj nie ma? Nie przychodził mnie odwiedzać?
-Gdzie....gdzie Yong Guk hyung? -W końcu odważyłem się zadać to pytanie, na które wszyscy westchnęli.
-Wyjechał. -Odpowiedział mi Jong-Up, kiedy nikt nie palił się do odpowiedzi.
Miałem mieszane uczucia. Żył, i to było najważniejsze. Nic mu nie było, ale dlaczego wyjechał? Zrozumiał, że na byciu ze mną więcej straci niż zyska? Rozumiałem go, ale miałem nadzieję że będę w stanie zobaczyć go jeszcze raz, zapytać jak się czuje...
-Nie przejmuj się nim. -Odezwał się Youngjae, widząc moją minę. -Bardzo to przeżył. Przez pierwsze trzy dni był tak rozhisteryzowany że musieliśmy dawać mu tabletki uspokajające. No i popadł w lekką depre...
-Dość już. -Przerwał mu Jong-Up, patrząc na mnie z przerażeniem. -Dopiero się obudził, nie rzucaj w niego wszystkimi informacjami jak gdyby nigdy nic.
-Nie...-Wtrąciłem się. -Powiedzcie mi co się stało.
Daehyun znowu westchnął.
-Najpierw powinieneś trochę odpocząć.
Pokręciłem głową. Nie miałem na to czasu. Chciałem go zobaczyć.
-Dokąd wyjechał?
-No właśnie w tym problem. Nikt nie wie. -Wyszeptał Himchan, patrząc w podłogę.
-Słucham? Jak to nie wiecie?
-Nie chciał nam powiedzieć...powiedział tylko że potrzebuje przez jakiś czas być sam i nie chce żeby ktoś go znalazł.
-A kontaktował się z wami? -Dopytywałem ich niespokojnie.
-Tylko raz...

                                                                        * * *

Minął kolejny miesiąc odkąd wyszedłem ze szpitala. I wciąż nic. Nie odpisywał na maile, nie odbierał telefonu. Może po prostu nie chciał wiadomości ode mnie? Może na mnie nie czekał, tylko czuł się winny że mi wtedy nie pomógł? A co jeśli on się za...nie, nie mógłby tego zrobić. Nawet nie chciałem myśleć o takiej opcji. Pewnie pojechał do Londynu, albo do Madrytu. To były jedne z jego ulubionych miejsc. Myślałem nawet żeby tam pojechać i go poszukać, ale on mógł być wszędzie. W każdej dzielnicy, w każdym hotelu...

Rozległo się pukanie do drzwi. Odkąd byłem w szpitalu, musieliśmy się przeprowadzić do innego apartamentu. Jako, że wszyscy pojechali gdzieś na weekend poszedłem otworzyć. Na początku nie chcieli zostawić mnie samego, bo bali się że zrobię coś głupiego, ale poszliśmy na kompromis i ktoś co jakiś czas przychodził zobaczyć co u mnie.
To był któryś z naszych szoferów, z bagażem. Położył go przede mną, nic nie mówiąc.
-Yyyy...?
Daehyun i Himchan znowu przesadzili z zakupami, czy szofer się do nas wprowadza...?
Mężczyzna tylko skinął głową i odszedł. Wciąż ze zdziwieniem na twarzy chciałem wyjść na zewnątrz i zobaczyć o co chodzi, kiedy z impetem wpadłem na coś twardego, w wyniku czego wpadłem na framugę drzwi. Kiedy po kilku sekundach się pozbierałem i podniosłem głowę, zobaczyłem go. Wyglądał inaczej niż go zapamiętałem. Jego włosy opadały mu na czoło, oczy były lekko podkrążone jakby długo nie spał, a ubrania...
Stał pół metra przede mną, z zszokowaną miną i trzęsącymi się dłońmi.
-Zelo...ty...żyjesz? -Wydukał w końcu z wyraźną trudnością i zaskoczeniem.
-Przecież byłem tylko w śpiączce...
Gwałtownie pokręcił głową.
-Kiedy wyjeżdżałem, umierałeś. Lekarze dawali ci tylko kilka procent szansy na to, że przeżyjesz.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. -Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, kiedy on się na mnie rzucił i przycisnął mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk, ledwo ukrywając swoją radość i podekscytowanie.
Kiedy po chwili się odsunął, spojrzał na mnie skrzywiony.
-Jesteś idiotą. -Mruknął.
-Przed chwilą cieszyłeś się że żyję, a teraz nazywasz mnie idiotą? Gdzie tu logika?
-Serio nie wiesz? Dlaczego wtedy nic mi nie powiedziałeś?
Westchnąłem.
-Na prawdę musimy teraz do tego wracać? Nawet gdybym ci powiedział, co byś zrobił?
-Nie puścił cię tam. -Powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-No właśnie. A wtedy byłoby jeszcze gorzej. -Przypomniałem mu, wchodząc do środka.
-Gorzej niż było?
-Nawet sobie nie wyobrażasz...

środa, 5 czerwca 2013

Szybka notka :3 ~Suzy

Hej!
Chciałam was bardzo przeprosić że nic się tu nie działo przez tak długi czas. Już kilka osób do mnie pisało z pytaniem kiedy będzie coś nowego. Problem w tym że Boomie ma karę aż do wakacji, i raczej do tego czasu nie będzie nic z jej strony. Ja postaram się dodać coś w ten weekend, bo ostatnio wena mnie opuściła i nawet zdania nie mogłam napisać.
W każdym razie dziękujemy za wasze komentarze i miłe opinie, dużo to dla nas znaczy :D
I wchodźcie na naszego fanpejdża (nie ma to jak dobra reklama) ^.^


~Suzy