niedziela, 9 czerwca 2013

Banglo - Rozdział 9 ~Suzy

Troszkę krótki, ale tak długo czekaliście że należy wam się chociaż tyle <3 Następny postaram się napisać szybciej :3

Nie poszedłem na pogrzeb. Nie miałem siły, ani ochoty patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy rozhisteryzowani za nim płakali. Ja już zbyt długo płakałem i zbyt często chciałem odebrać sobie życie. To ja miałem umrzeć, nie on. Przynajmniej sobie na to zasłużyłem.
Jednak nic nie mogłem zrobić. Było za późno żeby cokolwiek zmienić.
 Wolałem żyć z poczuciem winy, które przygniatało mnie każdego dnia, niż zakończyć swój żywot. Śmierć nie była dla mnie wystarczającą karą. To było zbyt proste, mało bolesne.
Nie pamiętam dokładnie co się wtedy stało...od tych wszystkich uderzeń zapomniałem. Miałem tylko krótkie przebłyski, co doprowadzało mnie do szału. Było głośno, i wszędzie unosił się dym. Później zobaczyłem jego twarz..po raz ostatni. Tylko tyle wiedziałem.
Kochałem go. Momentami może nie byłem tego świadom, albo odpychałem od siebie tą myśl, ale był pierwszą osobą którą obdarzyłem tak silnym uczuciem. To zabrzmi żałośnie, ale nadal nie wierzyłem że go nie ma. Przeze mnie zginął. A właściwie przez moją głupotę. Nie tego chciałem, ale w głębi duszy przeczuwałem że to się tak skończy. Z drugiej strony...czy on kochał mnie tak bardzo żeby zaryzykować dla mnie swoje życie? Przecież mówił że mu na mnie zależy, ale...czy to była miłość? Nawet nie wiem kiedy sprawy nabrały takiego obrotu. Jeszcze kilka miesięcy temu rzadko się do siebie odzywaliśmy, a teraz? Tak cholernie za nim tęskniłem, że czułem niemal fizyczny ból którego w żaden sposób nie mogłem się pozbyć. Jego głos, włosy pachnące świeżymi brzoskwiniami w połączeniu z wanilią, jego dotyk,  lekko zarysowana szczęka, sposób w jaki mnie przytulał i głaskał po włosach...te wszystkie rzeczy wydawały się być tak daleko, a ja rozpadałem się na kawałki z każdym dniem.

Cały zespół był załamany, niemal tak samo jak ja. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach, ale żaden z nas się nie odzywał. Przez resztę czasu siedzieliśmy w pokojach. Fani... Oni nie wiedzieli co się tak naprawdę stało. Myśleli że mieliśmy wypadek samochodowy. Nie miało to wielkiego znaczenia, bo efekt byłby taki sam. Niektórzy z nich pisali do nas, chcieli się z nami spotkać, dowiedzieć jakiś szczegółów. Inni pozamykali się w sobie, przeżywali to na własny sposób. Reszta po prostu przysyłała różne prezenty i kondolencje, mówiąc że nas wspierają.
Zawiesiliśmy swoje działanie, bo nikt dokładnie nie wiedział co się z nami stanie. Bez niego to nie byłoby to samo, nie moglibyśmy nazywać się B.A.P, którego on był dużą częścią. To było zbyt traumatyczne, i w najbliższym czasie żaden z nas nie byłby w stanie czerpać przyjemności z tego co robimy. Nasza przyszłość mogła się zmienić w bardzo krótkim czasie, ale może to i lepiej gdybyśmy się rozwiązali...wyjechałbym za granicę, gdzie mało kto by mnie rozpoznał i zaczął normalne życie. Byłoby ciężko nagle zrezygnować ze śpiewu, ale w końcu bym do tego przywykł, bo  nie wiedziałem co innego mógłbym ze sobą zrobić, i czułem się jakbym oszalał.
Ostatnio nawet zdawało mi się że go widziałem, ale zniknął gdzieś i nie potrafiłem go znaleźć.
A może to tylko wyobraźnia? Tak bardzo pragnąłem by znowu go zobaczyć, że miałem omamy?

                                                                        * * *

-Zelo! -Zelo! -Ktoś lekko szarpnął moje ramię.
Otworzyłem oczy, natychmiast je przymrużając przez ostre światło, ale zobaczyłem że twarz Himchana, który siedział koło mnie cała rozpromieniała.
-Obudziłeś się! -Krzyknął, nadal z szerokim uśmiechem i niedowierzaniem.
Zaraz...ale jak to? Nie rozumiałem co się dzieje.
Rozejrzałem się dookoła, i tak samo jak kiedyś zobaczyłem całe białe pomieszczenie i poczułem ten sterylny zapach. Moje gardło było jak pustynia, a wszystkie mięśnie obolałe.
Szpital? Przecież już dawno wyszedłem ze...
-Myślałem że nigdy się nie obudzisz. -Zwrócił się do mnie chłopak, przerywając moje przemyślenia.
-Ile...? -Zacząłem, ale zanim dokończyłem pytanie, już mi odpowiedział.
-Byłeś w śpiączce całe pięć i pół miesiąca.
Byłem w śpiączce? Przez tak długi czas? Czyli przez cały ten czas...ja...śniłem. Śniłem...czyli to wszystko było nie prawdą? Co się tak naprawdę stało? Gdzie Yong Guk? Żył?
-Boże, Zelo! -Daehyun wpadł do sali. Jego włosy były dłuższe niż zwykle, ciemnobrązowe i postawione do góry. Chyba nawet był trochę wyższy, ale może tylko mi się zdawało, bo tak długo go nie widziałem.
Natychmiast zrzucił Himchana z krzesła, i sam na nim usiadł. Chłopak spojrzał na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedział.
-Jak się czujesz? -Zapytał troskliwie, dokładnie mi się przyglądając.
-Wszystko mnie boli.
Kiwnął głową ze zrozumieniem, kiedy reszta zespołu weszła do sali. To znaczy, tylko Jong-up i Youngjae. Coraz bardziej zacząłem się denerwować. Dlaczego go tutaj nie ma? Nie przychodził mnie odwiedzać?
-Gdzie....gdzie Yong Guk hyung? -W końcu odważyłem się zadać to pytanie, na które wszyscy westchnęli.
-Wyjechał. -Odpowiedział mi Jong-Up, kiedy nikt nie palił się do odpowiedzi.
Miałem mieszane uczucia. Żył, i to było najważniejsze. Nic mu nie było, ale dlaczego wyjechał? Zrozumiał, że na byciu ze mną więcej straci niż zyska? Rozumiałem go, ale miałem nadzieję że będę w stanie zobaczyć go jeszcze raz, zapytać jak się czuje...
-Nie przejmuj się nim. -Odezwał się Youngjae, widząc moją minę. -Bardzo to przeżył. Przez pierwsze trzy dni był tak rozhisteryzowany że musieliśmy dawać mu tabletki uspokajające. No i popadł w lekką depre...
-Dość już. -Przerwał mu Jong-Up, patrząc na mnie z przerażeniem. -Dopiero się obudził, nie rzucaj w niego wszystkimi informacjami jak gdyby nigdy nic.
-Nie...-Wtrąciłem się. -Powiedzcie mi co się stało.
Daehyun znowu westchnął.
-Najpierw powinieneś trochę odpocząć.
Pokręciłem głową. Nie miałem na to czasu. Chciałem go zobaczyć.
-Dokąd wyjechał?
-No właśnie w tym problem. Nikt nie wie. -Wyszeptał Himchan, patrząc w podłogę.
-Słucham? Jak to nie wiecie?
-Nie chciał nam powiedzieć...powiedział tylko że potrzebuje przez jakiś czas być sam i nie chce żeby ktoś go znalazł.
-A kontaktował się z wami? -Dopytywałem ich niespokojnie.
-Tylko raz...

                                                                        * * *

Minął kolejny miesiąc odkąd wyszedłem ze szpitala. I wciąż nic. Nie odpisywał na maile, nie odbierał telefonu. Może po prostu nie chciał wiadomości ode mnie? Może na mnie nie czekał, tylko czuł się winny że mi wtedy nie pomógł? A co jeśli on się za...nie, nie mógłby tego zrobić. Nawet nie chciałem myśleć o takiej opcji. Pewnie pojechał do Londynu, albo do Madrytu. To były jedne z jego ulubionych miejsc. Myślałem nawet żeby tam pojechać i go poszukać, ale on mógł być wszędzie. W każdej dzielnicy, w każdym hotelu...

Rozległo się pukanie do drzwi. Odkąd byłem w szpitalu, musieliśmy się przeprowadzić do innego apartamentu. Jako, że wszyscy pojechali gdzieś na weekend poszedłem otworzyć. Na początku nie chcieli zostawić mnie samego, bo bali się że zrobię coś głupiego, ale poszliśmy na kompromis i ktoś co jakiś czas przychodził zobaczyć co u mnie.
To był któryś z naszych szoferów, z bagażem. Położył go przede mną, nic nie mówiąc.
-Yyyy...?
Daehyun i Himchan znowu przesadzili z zakupami, czy szofer się do nas wprowadza...?
Mężczyzna tylko skinął głową i odszedł. Wciąż ze zdziwieniem na twarzy chciałem wyjść na zewnątrz i zobaczyć o co chodzi, kiedy z impetem wpadłem na coś twardego, w wyniku czego wpadłem na framugę drzwi. Kiedy po kilku sekundach się pozbierałem i podniosłem głowę, zobaczyłem go. Wyglądał inaczej niż go zapamiętałem. Jego włosy opadały mu na czoło, oczy były lekko podkrążone jakby długo nie spał, a ubrania...
Stał pół metra przede mną, z zszokowaną miną i trzęsącymi się dłońmi.
-Zelo...ty...żyjesz? -Wydukał w końcu z wyraźną trudnością i zaskoczeniem.
-Przecież byłem tylko w śpiączce...
Gwałtownie pokręcił głową.
-Kiedy wyjeżdżałem, umierałeś. Lekarze dawali ci tylko kilka procent szansy na to, że przeżyjesz.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. -Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, kiedy on się na mnie rzucił i przycisnął mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk, ledwo ukrywając swoją radość i podekscytowanie.
Kiedy po chwili się odsunął, spojrzał na mnie skrzywiony.
-Jesteś idiotą. -Mruknął.
-Przed chwilą cieszyłeś się że żyję, a teraz nazywasz mnie idiotą? Gdzie tu logika?
-Serio nie wiesz? Dlaczego wtedy nic mi nie powiedziałeś?
Westchnąłem.
-Na prawdę musimy teraz do tego wracać? Nawet gdybym ci powiedział, co byś zrobił?
-Nie puścił cię tam. -Powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-No właśnie. A wtedy byłoby jeszcze gorzej. -Przypomniałem mu, wchodząc do środka.
-Gorzej niż było?
-Nawet sobie nie wyobrażasz...

7 komentarzy:

  1. Awawawawawawawawaww. <3
    Na początku się przestraszyłam! Nie daruję ci tego! XD
    Siedziałm skulona i jak mantrę powtarzałam tylko to jedno zdanie "Błagam, niech to będzie sen", a dziki pisk radości, który później nastąpił... Nigdy nie wydawałam z siebie takich dźwięków. Moje struny głosowe dalej są w ciężkim szoku.
    Bardzo mi się podoba sposób w jakim piszesz, twoje pomysły... i co tu więcej mówić... Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych notek i oby wena cię nie opuszczała <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tori jesteś kochana, wiesz o tym? :D <3
      Widzę że mój chytry plan zadziałał hahah :P
      I dziękuję za komplementy <333
      ~Suzy

      Usuń
    2. Wiesz... gdybym aż tak bardzo leniwa nie byla to komentowałabym każdy wpis ^^
      Dziękuję ty również <3
      I proszę bardzo-sama prawda ;**

      Usuń
  2. Dopiero znalazłam to opowiadanie, bo zawzięcie szukałam BangLo i muszę Ci powiedzieć, a raczej napisać, ze TAK BARDZO CIĘ ZA TO NIENAWIDZE! :C
    Rany... Jak czytałam o tym pogrzebie, płakałam jak głupia myśląc sobie "nie, to nie może być prawda", w sumie płakać zaczęła od momentu gdy Zelo uśmiechnął się do Banga pod koniec poprzedniego rozdziału, a jak okazało się, że to tylko sen do końca tego rozdziału płakałam ze szczęścia, mówiąc sobie pod nosem "co ja najświętszego wyprawiam!? Płaczę na jakimś opowiadaniu... które zbiło mnie z nóg na maksa".
    Przeczytałam już całość, ale musiałam się cofnąć aby to skomentować, do końca dnia pozostawiłaś mnie w stanie melancholii, co mało kiedy się zdarza po przeczytaniu jakiegoś opowiadanie, w sumie zdarzyło się to tylko raz czytając Reituki. Opowiadanie naprawdę świetne i godne przeczytania... ale i tak cały czas Cię nie nawidze za ten pogrzeb. ><

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu ja to się prawie popłakałam jak czytałam ten twój komentarz <3 Dziękuję, nie myślałam że komuś się to spodoba aż tak bardzo ^^
      Aż mi się teraz zachciało coś napisać :P (I przepraszam za ten pogrzeb <3 )
      ~Suzy

      Usuń
  3. Jejku... To najcudowniejsze opowiadanie jakie kiedykolwiek przeczytałam *.*
    Najpierw byłam na Ciebie wściekła - "jakim prawem zabiłaś mojego Zelo?!", potem się popłakałam, a potem płacz przerodził się w łzy radości.
    Błagam napisz jeszcze coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu dziękuję! Serio, myślałam że nikomu się nie spodoba :)
      No właśnie już zaczęłam coś pisać, mam nadzieję że ogarnę fabułę do końca i wstawię pierwszy rozdział :D

      I mimo że nie mam weny, dzięki tobie aż mi się zachciało pisać ^^

      ~Suzy

      Usuń