czwartek, 16 maja 2013

Banglo - Rozdział 8 ~Suzy

Hej!! Jakoś szybko napisałam ten rozdział, co w moim przypadku jest dziwne. No ale myślę że wy będziecie zadowoleni. Już prawie koniec :)
Chciałam was tylko poprosić, żebyście polubili naszego fanpage'a , bo mamy tylko 25 lajków, z czego większość to nasi znajomi, więc głupio się czujemy jak dodajemy posty, a nikt nie odpisuje ani ich nie lubi :C Pomóżcie mi i Boomie <3 ^^ Miłego (mam nadzieję) czytania! :) 


Nie było go tam. Nikogo nie było. Dlaczego jeszcze zaczął padać ten cholerny deszcz?
Uklęknąłem na ziemi, zakrywając twarz dłońmi. W głębi duszy wiedziałem, że go nie znajdę, ale jakiś płomyk nadziei jeszcze się we mnie tlił.
Moja głowa była pełna przeróżnych myśli. Gdzie mam iść? Czy coś mu się stało? Żyje? Czy jeszcze kiedyś się do mnie uśmiechnie?
Mogli być wszędzie.
Ze łzami w oczach zacząłem chodzić po Seoul'u, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.
Minęła godzina, może dwie, ale ja czułem jakby to była wieczność.
Odwiedziłem wszystkie podejrzane, niebezpieczne i najgorsze zakątki miasta, ale to nic nie pomogło. Tylko niepotrzebnie wdałem się w bójkę jakiś małolatów, którzy chcieli ode mnie pieniędzy. Jakbym jeszcze miał czas na takie rzeczy.
Z ogromnym bólem głowy usiadłem na ławce. Nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Policja...nie, nie mogłem zadzwonić po policję. Zelo miałby przez to kłopoty...
Otarłem łzy z policzka.
Może Jong Up...on...nie, nie byłby w stanie pomóc mi w jakikolwiek sposób.
Wtedy moja nadzieja kompletnie wyparowała. Z opuszczoną głową chciałem się poddać. Powoli wstałem, i ruszyłem z powrotem.

Wtedy to zobaczyłem. Stary budynek, szczelnie zamknięty, pilnowany przez ochroniarzy i dużo hałasu. Nie byłem pewien czy to to, ale nie miałem nic do stracenia. Zatrzymałem się na chwilę żeby ochłonąć, otrzeć łzy i wyglądać na kogoś w normalnym stanie. Podszedłem do strażników pewny siebie, z podniesioną głową. Opuściłem kaptur. Modliłem się tylko, by mnie nie znali.
Jeden z nich chwycił mnie za ramię. Moja twarz pozostała niewzruszona, mimo że serce odrobinę przyspieszyło.
-Czego chcesz? -Zapytał niskim głosem, lekko mną potrząsając, zapewne z zamiarem przestraszenia mnie.
Byłem zbyt zdeterminowany żeby tam wejść, by spanikować w takim momencie.
-Oszaleliście? Postawiłem dużo kasy na szczeniaka. -Warknąłem, patrząc mu w oczy. -Wpuścicie mnie w końcu?
Zapadła cisza. Źle trafiłem? Całkiem możliwe, ale jakoś zbytnio się tym nie przejąłem. Nie bardzo obchodziło mnie co się ze mną stanie.
Drugi mężczyzna spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami, ale w końcu kiwnął głową i otworzył przede mną drzwi.
Na początku prawie nic nie widziałem przez dym papierosowy, który unosił się wszędzie. Zakręciło mi się w głowie, ale po chwili już się przyzwyczaiłem. Ruszyłem w głąb sali przepychając się przez tłum ludzi, ale starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Dla pewności znów założyłem kaptur. Hałas pogorszył mój ból głowy do tego stopnia, że musiałem się zatrzymać. Ludzie w okół mnie rozmawiali, śmiali się i krzyczeli coś jak gdyby nigdy nic. Momentami nawet klaskali, i wymieniali się banknotami pieniędzy.
Kobiety też tam były. Obrzydliwe.
Minęło jeszcze trochę czasu zanim znalazłem to, czego szukałem.
Na środku sali stała ogromna, czarna, stalowa klatka. Uwaga wszystkich była skupiona właśnie na niej.
Od razu zauważyłem że jest tylko jedno wyjście...wyjście które było zamknięte na kłódkę. Mężczyźni, którzy stali w środku mieli na sobie tylko spodnie i owinięte bandażami dłonie. Tylko gdzie był Zelo? Czy on już....? Nie, to niemożliwe.
Rozpaczliwie doszedłem na sam przód, stając bezpośrednio pod klatką. Poczułem panikę. Gdzie on był? Przecież ci mężczyźni...
Spojrzałem w ich stronę jeszcze raz. Dopiero po minucie lub dwóch zorientowałem się, że to on. Jego włosy kleiły się od krwi i potu, a twarz była spuchnięta. W jego oczach nie było gniewu. Tylko skupienie, i może strach. Ten słodki chłopak którego znałem, na którym tak mi zależało...to nie był on.
Mój oddech przyśpieszył, i łzy znowu zebrały się w moich oczach. Jak miałem mu pomóc?
Poczułem niemal fizyczny ból, kiedy dostał w twarz. Raz, drugi, później w brzuch.
No broń się! Pomyślałem, albo krzyknąłem. Sam już nie wiem.
Kurczowo chwyciłem się prętów klatki. Na szczęście Zelo pozostał dłużny na długo. Również zadał mu kilka ciosów. Jedyny problem polegał na tym, że jego przeciwnik był starszy, większy i silniejszy, mimo że niższy. Nie byłem pewien czy to dawało mu jakąkolwiek przewagę czy wręcz przeciwnie. Jego łuk brwiowy był przecięty, przez co niemal nie widział na lewe oko, które zalewało się krwią. Mimo to nadal atakował.
Widać było że oboje byli wykończeni. Pot spływał po nich litrami. Przez ile już walczyli?
Rozejrzałem się dookoła, i podbiegłem w stronę pobliskiego stolika.
-Musisz to zatrzymać! -Krzyknąłem do lidera grupy, którego spotkaliśmy kilka dni wcześniej.
Na jego twarzy znów pojawił się ten straszny uśmiech, który śnił mi się po nocach.
-A właśnie zastanawiałem się gdzie jesteś. Wiesz, masz dobre poczucie czasu. Zawsze zjawiasz się w najlepszych momentach.
-Nie ma czasu! On tam zginie! -Ignorując jego wypowiedź, starałem się brzmieć przekonująco.
-Nie mogę nic zrobić. To wbrew zasadom.
-Tutaj nie ma żadnych zasad! -Warknąłem.
-Haha! No właśnie! I dlatego to jest takie interesujące. -Zaśmiał się tak, że ciarki przeszły mi po plecach.
-On nie może umrzeć! -Jęknąłem bezradnie, z błagającym wzrokiem.
-A to dlaczego? Jest jak każdy inny człowiek. Nie ma większego znaczenia.
-Nie! Nie dla mnie!
Usłyszałem nagłe oklaski i gwizdy w okół mnie. Nie chciałem się obracać. Było coraz mniej czasu.
Mężczyzna nadal z uśmiechem na twarzy, przyglądał mi się pytająco.
-On...jest dla mnie zbyt ważny. Nie mogę go ta zostawić. Proszę...zrobię co chcesz.
-Historia lubi się powtarzać, co? Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. -Powiedział sarkastycznie. Widać było że czerpał z tego więcej niż tylko przyjemność.

Wróciłem  z powrotem pod klatkę. Nie wyglądało to najlepiej. Twarz maknae wyglądała jeszcze gorzej, i był cały zakrwawiony. Ledwo utrzymywał się na nogach, ale wciąż próbował walczyć. Jego przeciwnik był w lepszym stanie, ale było po nim widać że tylko udaje twardego.
Serce stanęło mi w sekundzie, kiedy Zelo upadł na kolana.

To koniec? Będę musiał patrzeć na jego śmierć?
Miałem ochotę stamtąd wybiec, a najlepiej z nim na plecach. Jednak nie mogłem. Nie miałem jak. Klatka była zamknięta. I to zmieni się tylko wtedy, kiedy jeden z nich zemdleje....albo zostanie zabity. 

Nie mogłem nic zrobić. Bezradność, to uczucie którego tak nienawidzę, stało się intensywniejsze niż kiedykolwiek.
W pewnym momencie spojrzał prosto na mnie. W tak krótkim czasie przez jego twarz przewinęło się wiele uczuć. Zaskoczenie, wstyd, zmartwienie...
Na końcu, krwawiącymi ustami uśmiechnął się do mnie zanim dostał ostatni cios w głowę i upadł twarzą w dół z bezwładnym ciałem.
W sali zrobiło się jeszcze głośniej.
-NIEE! -Krzyknąłem zrozpaczony. Moje serce się rozpadło. Właściwie to poczułem się, jakby w ogóle już go tam nie było. Moje łzy nie przestawały płynąć, i nic już nie widziałem. Było tak...pusto. Nie pamiętam co zrobiłem. Czy stałem tam bez ruchu, czy miotałem się po podłodze...to nie było takie ważne. Ważne było to, że chłopak którego kochałem całym moim sercem, najprawdopodobniej nie żył.
Po chwili poczułem tylko gwałtowny i ostry ból z tyłu głowy, kiedy ktoś uderzył mnie czymś twardym. Może to nawet lepiej, przynajmniej nie musiałem dłużej przeżywać tych katuszy.
Później zemdlałem i była tylko ciemność...

poniedziałek, 13 maja 2013

Banglo - Rozdział 7 + info ~Suzy

Nie wiem ile jeszcze do końca....dwa, może trzy rozdziały :D Założyłyśmy z Boomie fanpage'a, więc lajkujcie, będą tam się pojawiały różne informacje (np. o nowych rozdziałach) :D 
Postanowiłam pisać trochę więcej one shotów na zamówienie, podobnie jak Boomie swoje scenariusze. Jeśli macie jakieś prośby to piszcie do mnie na fan page'u :D To chyba na tyle, miłego czytania <3


Zelo znowu zaczął mnie unikać. O co mu chodziło? Nie miałem pojęcia. Dlaczego on cały czas wszystko komplikował? Jakby nie mógł ze mną porozmawiać. Przyznaję, że nasze 'rozmowy' zazwyczaj nie kończyły się dobrze, ale chyba nie było innego wyjścia. A on co robił? Ciągle udawał, że jest czymś zajęty i szybko chodził spać. A kiedy już go widywałem, to nigdy nie był sam.
Nie miałem już do tego siły, ale wiedziałem, że muszę na niego uważać. Za każdym razem kiedy się tak zachowywał, robił coś głupiego.
A został tydzień. Tylko tydzień, do tej cholernej walki. Właściwie ja już nie żyłem z dnia na dzień, tylko z godziny na godzinę. Nie było minuty żebym o tym nie pomyślał. Zelo pewnie robił to samo, ale chyba chciał to ukryć. Ciągle się śmiał, i był w nadzwyczajnie dobrym humorze.
Nie byłem do końca pewny jak się zachować. Jeśli znowu zacząłbym na niego naciskać tak jak wcześniej, pogorszyłbym tylko sytuację, a nie o to mi chodziło.

W końcu wieczorem, po całym dniu ciągłych wywiadów i prób, spotkałem go w drodze do swojego pokoju. Kiedy mnie zobaczył, w jego oczach pojawiło się coś dziwnego. Tak jakby cieszył się że mnie widzi, ale chciałby uciec jak najdalej. Spojrzał w podłogę, ale po chwili nasze oczy się spotkały.
Cisza. Żadne z nas nie odezwało się choćby słowem.

-Długo masz zamiar jeszcze mnie unikać? -Zapytałem, siadając na jego łóżku i krzyżując nogi.
-Ale ja...
-Unikasz mnie. Nie jestem idiotą. -Mruknąłem.
Po nerwowych ruchach jego dłoni, zrozumiałem że coś go gnębiło.
-Ja już tak nie mogę. -Odezwał się po chwili namysłu, a jego ton nagle stał się chłodny.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, kontynuował.
-Co my w ogóle robimy, co? Jak ty to sobie wyobrażasz? -Jego pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu.
-Ale...co?
-Nasz ''związek''...co to w ogóle ma być? Jeśli ktoś się o tym dowie, to będzie nasz koniec. Tego chcesz? Jesteśmy pod ciągłym okiem fanów i menadżerów. A co zrobimy później? Nie będziemy mieć gromadki dzieci, dużego domu i psa. To niemożliwe, i chyba czas żeby przestać się łudzić.
Że co, przepraszam? O czym on do mnie mówił?
-Dlaczego tak nagle o tym wspominasz?
-Pomyśl! -Podniósł głos, chodząc po pokoju w tę i z powrotem. -Nie chodzi tylko o to. Nie tego chcę, tych ciągłych tajemnic, i sekretnych pocałunków. Teraz może wydawać się to łatwe, ba, zabawne, ale z czasem to stanie się uciążliwe. To była tylko chwila zapomnienia. Poza tym, sam wiesz w jakiej jestem sytuacji. Nie stać mnie na to żeby martwić się jeszcze o ciebie. Każdego dnia katuję się za to, że na to pozwoliłem.. Ja...sam nie wiem. W końcu kiedyś się sobie znudzimy. Wolę tego nie zaczynać, skoro wiem że prędzej czy później będziemy musieli to skończyć. No i...
-Nie sądzisz, że na to już trochę za późno? -Przerwałem mu nagle.
-Możliwe. Ale...
Usiadł koło mnie i spojrzał mi w oczy. Jego cały czas lekko pobłyskiwały.
-...ja nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie zasłużyłeś na to. -Dokończył, szepcząc.
Znowu to samo. Próbował mnie od siebie odsunąć, a tak naprawdę oboje wiedzieliśmy że się boi.
Spojrzałem na jego dłonie, które lekko drżały. Szybko schował je do kieszeni swoich dresów, chcąc odwrócić od nich moją uwagę.
-Nawet jeśli...nie możemy dłużej tego tak ciągnąć. -Ciągle stawiał na swoim.
Westchnąłem zirytowany.
-Czyli chcesz to zakończyć? Teraz?
Kiwnął głową.
-Dobrze. -Zgodziłem się, wywołując w nim lekkie zmieszanie. -Najlepiej w ogóle udawajmy że ostatnich dwóch miesięcy nie było. Przecież to i tak nic nie znaczyło...chwila zapomnienia? Tak to ująłeś? -Po raz kolejny opuścił swój wzrok. Wyszedłem, teatralnie trzaskając za sobą drzwiami. Jak on mógł powiedzieć coś takiego? Znudzimy się sobie?

Po drodze spotkałem asystentkę menadżera, Lee Hyeon.
-O! Yong Guk! Dobrze że cię widzę. -Ucieszyła się, kiedy mnie zobaczyła, i natychmiast do mnie podbiegła.
-Hej, Lee Hyeon. -Odpowiedziałem grzecznie, ale mój ton nie był tak entuzjastyczny jak jej.
-Słuchaj. No więc, po jutrze jedziesz na całe dwa tygodnie do Paryża, razem z Daehyunem. -Oznajmiła mi, poprawiając okulary na nosie.
-Yy...a po co?
-Sesje zdjęciowe, cztery wywiady, kilka występów w telewizji...-Zaczęła wymieniać na palcach.
-Okej, okej, rób co chcesz. Wszystko mi jedno -Powiedziałem tylko i poszedłem do siebie.
Rzuciłem się na łóżko.
Czasem mogłem rozczytać Zelo bez żadnego problemu, ale kompletnie nie rozumiałem jego motywów. Był zbyt dojrzały jak na swój wiek. Kiedy ja miałem siedemnaście lat to niczym się nie przejmowałem, i ciągle imprezowałem. Ahh, czemu to musi być takie trudne? Czemu nie możemy być w normalnym związku, gdzie naszym największym problemem jest na jaki film pójść do kina?
Nie byłem pewny, czy wróci. On poświęciłby wiele, żeby tylko kogoś ochronić. Nawet jeśli to znaczyło nie odzywanie się do mnie do końca swoich dni i udawanie że nic do mnie nie czuje. Ale skoro on tego nie chciał, stwierdziłem że nie będę go do niczego zmuszał.

Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, i zerwałem się z łóżka. Zelo? Zmienił zdanie?
 Po chwili do mojego pokoju wszedł Jong Up. Poczułem dziwne ukłucie w sercu, jakby rozczarowanie.
-Hej, Yong Guk...-Zaczął, rozglądając się dookoła. -Widziałeś Zelo? Chciałem zapytać go o choreografię, ale nie ma go u siebie. Pomyślałem, że może jest tu?
-Nie ma go. A sprawdzałeś w kuchni?
Kiwnął głową.
-U chłopaków też go nie ma. Nie wiesz gdzie mógł pójść?
Wiedziałem. A przynajmniej się domyślałem. Jednak nie mogłem uwierzyć, że znowu tam poszedł. Przecież na razie miał się z nimi nie spotykać...chyba że znowu coś przede mną ukrył.
-Przykro mi, ale nie. Może poszedł poćwiczyć? -Podsunąłem Jong Upowi, starając się brzmieć normalnie.
-Sprawdzę. I tak dzięki. -Uśmiechnął się do mnie i poszedł.
Natychmiast chwyciłem telefon i wybrałem jego numer. Miał wyłączony telefon. Mogłem się tego spodziewać.
Ile jeszcze razy będzie mi to robił? Ile jeszcze razy będę musiał obawiać się o jego życie?
Odruchowo poszedłem do jego pokoju, sprawdzić czy aby na pewno go tam nie ma. Na łóżku leżała kartka, której Jong Up najwyraźniej nie widział.
Rozłożyłem ją i zacząłem czytać:
Walka została przełożona na dzisiaj. Może to i nawet lepiej..? Przepraszam za wcześniej. Jeśli wrócę, to wszystko ci wytłumaczę. 
                                                                                                                  Zelo

Jeszcze nigdy kartka papieru nie wywołała u mnie tyle emocji. Słowa ''Jeśli wrócę'', brzęczały mi w głowie jak natrętna mucha. Przeczytałem wiadomość raz, drugi, dziesiąty, ale nadal nie mogłem jej pojąć. Jak to? Dzisiaj? Przecież...on może...może...
Zginąć. Dokończył za mnie głosik w mojej głowie. Mogłem go już nigdy nie zobaczyć...




sobota, 11 maja 2013

UWAGA PO RAZ DRUGI!

Na prawdę nie wiem jak zacząć was przepraszać :C bo z Boomie wszystko pokręciłyśmy, i teraz nie wiadomo o co chodzi. Boomie założyła nowego bloga, ale to już nie było to samo...więc jakoś to naprawiłyśmy i chyba jest dobrze. W każdym razie teraz już raczej na stałe zostaniemy tutaj, bo wszystko już w miarę ogarnęłyśmy. I jeszcze raz przepraszamy za to całe zamieszanie. Mamy nadzieję, że aż tak bardzo was nie zniechęciłyśmy :c ale to wszystko z miłości do was, i żebyście mieli jak najlepiej :) <33

PIS END LOF :D <3




"Dream School" rozdział 6 ~Bommie



Minuty upływały, a jego nadal nie było. Zaburczało mi w brzuchu. "Świetnie przez tego palanta nic nie zjem". Westchnęłam i rozejrzałam się. Dookoła otaczały mnie czerwone, ceglane mury szkoły. Za mną szumiał strumyk fontanny na której siedziałam. Było tu całkiem przyjemnie i przede wszystkim spokojnie. Dzisiaj był dość chłodny dzień, zima dopiero co się skończyła, więc nikt się tędy nie szwendał. No poza mną.
- Gdzie on jest? - Warknęłam po cichu spoglądając na zegarek w telefonie. Szesnaście minut?! On chyba oszalał! Co za chłopak... Postanowiłam, że dla zabicia czasu pogram w jakąś gierkę. Odblokowałam ekran, a moim oczom ukazał się komunikat o trzech nowych wiadomościach. Otworzyłam pierwszą. Jeśli chcesz wygrać... "O NIE! DALEJ!" Następny był od ShinHye ~ Hej Jin! Gdzie cię wcięło  Wzięłam ci bubble tea! ^^ ~ Coraz bardziej żałowałam, że go nie wystawiłam. Ostatni sms był od.. Dino! Tak, wiem dziwna nazwa, ale nie potrafiłam wymyślić nic innego dla tego 'tajemniczego wielbiciela'.
~Hej! Co u ciebie?~ Uśmiechnęłam się. Przyznam, że chociaż nie wiedziałam o nim praktycznie nic to polubiłam go. Nie sprawiał wrażenia jakiegoś desperata, który śledzi każdy mój krok. Raczej na pewno nie był złym człowiekiem, jak co po niektórzy.
~Cześć. Um. Jestem głodna, znudzona i mam dzisiaj kartkówkę z matmy.~
~Czyli nie za dobrze. Ja właśnie jem lunch. Ty nie?~
~Chciałabym ale czekam na pewnego kretyna który umówił się ze mną na dziedzińcu. A co jesz dobrego?~
Nie odpisał mi już na tego smsa. Chyba nie ma sensu dłużej tu siedzieć. Jeszcze się przeziębię albo co. Wstałam i pocierając zmarznięte ramiona ruszyłam do daleko umiejscowionego wejścia do szkoły.
- Ye Jin! - Usłyszałam krzyk. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam biegnącego w moją stronę Jonghyuna. "O przypomniało mu się. Palant" Stanął przede mną i schylił próbując złapać oddech.
- Masz tupet żeby umawiać się ze mną w taką pogodę i jeszcze o tym zapomnieć. Idiota. - Ostatnie słowo wymówiłam na tyle cicho, że słyszałam je tylko ja. Wstał i spojrzał mi z drwiną w oczy.
- Wcale nie zapomniałem. Po prostu jadłem lunch. - Miałam ochotę walnąć go w tą śliczną buźkę. Jak on mnie wkurza.
- Dobra. To przejdźmy do rzeczy. Mam propozycję praktycznie nie do odrzucenia. - Zmarszczyłam brwi. Ten irytujący uśmieszek. Co on znowu kombinuje?
- Jaką znowu propozycję?
- Będziesz mnie uczyć do egzaminu z matematyki, a ja zapomnę o akcji z moją koszulą. Muszę go zdać na przynajmniej 90% Nie obchodzi mnie w jaki sposób to zrobisz, czy ci to pasuje, czy nie... - On potrzebuje pomocy? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Z resztą, on jest bogaty, dlaczego nie wynajmie korepetytora tylko mi dupę zawraca?!
- A co jeśli się nie zgodzę? - Zaśmiał się kładąc mi dłoń na głowie.
- Odkupisz mi tą koszulę i będziesz musiała jakoś wytłumaczyć moim fankom dlaczego nie pomogłaś ich oppie w zdaniu egzaminu. Od niego zależy czy nadal będę grał w Shinee. - Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Jego pewność siebie aż biła po oczach, chciałam mu wygarnąć ale nie uśmiechało mi się bycie zlinczowaną przez tabun wściekłych dziewczyn. Strzepnęłam jego rękę, złapałam się za głowę i głośno, wręcz teatralnie westchnęłam.
- Niech ci będzie. - Wymamrotałam.
- Co, co? Nie słyszałem. - Zbliżył się i z udawanym zaskoczeniem przekrzywił głowę. Wywróciłam oczami.
- Zgoda. - Mój głos zabrzmiał odrobinę głośniej. Czułam, że zgadzając się na to wszystko część mojej dumy wyrzucałam w błoto.
- Ah, YeJin słyszałaś coś może? - Zadrwił.
- Dobra pomogę ci! - Krzyknęłam zaciskając pięści. Trochę go to zaskoczyło, jednak po chwili znów wredny uśmieszek wykrzywił jego usta.
- No to widzimy się po lekcjach. - Rzucił i odszedł nawet nie kłopocząc się tym czy mi to odpowiada. Wyklinałam na niego pod nosem kierując się na lekcje.


- Co ty go będziesz? - MinAh prawie zachłysnęła się powietrzem na tę informację. Właśnie szłyśmy korytarzem, pod ostatnią salę lekcyjną. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na nią smutno wyciągając dolną wargę. - Biedactwo. - Wyjęczała tuląc mnie do siebie. Właściwie to główne uczucie jakie mnie ogarniało to ciekawość, jak to będzie, smutek i złość zrzucałam na drugi plan.
- Hej! Unni! - Obie odwróciłyśmy się w stronę biegnącego do nas Taemina.
- Hej, Taemin. - Przywitałyśmy się jednocześnie. Wszyscy parsknęliśmy przez to smiechem.
- Jedziecie może na tą trzydniową wycieczkę za miesiąc z dyrektorką? - Zapytał z nadzieją w głosie wlepiając w nas błyszczące ślepka. Wycieczka w góry, która organizowana była co roku, mniej więcej w tym samym terminie. Można powiedzieć, że podchodziło to pod szkolną tradycję. Piętnastoosobowa grupka szczęśliwców miała możliwość odpocząć od szkoły przez piękne siedemdziesiąt dwie godziny. Załapałam się już drugi rok z rzędu. Zapowiadała się naprawdę ciekawa wycieczka skoro Tae i reszta mieli jechać, szczególnie cieszyłam się na Onew.
- Ja i ShinHye jedziemy, Min musi jechać akurat wtedy do rodziny. - Powiedziałam spoglądając na krzywiącą się przyjaciółkę, wiedziałam jak bardzo chciała jechać, szczególnie przez wzgląd na Minho.
- O, to może nie zanudzę się na śmierć. - Zaśmiał się spoglądając na zegarek.
- A czemu miałbyś się nudzić? Reszta nie jedzie? - Zapytała MinAh i jak to miała w zwyczaju splotła ręce na piersi.
- Jedzie, jedzie... Tylko Jonghyun powiedział, że nie ma ochoty, a bez niego nie bedzie zabawy. Z nim najlepiej się dogaduję.. - Wyjaśnił z zasmuconą miną. Przytaknęłam ze zrozumieniem, po chwili zadzwonił dzwonek. Obie pożegnałyśmy się z chłopakiem i pobiegłyśmy na lekcję.



- On sobie chyba jaja ze mnie robi. - Znów czekałam na niego z dobre dwadzieścia minut zanim raczył ruszyć pod szkołę swój "Szajniacki tyłek". Z wściekłością obserwowałam ja beztrosko idzie w moim kierunku, staje naprzeciw mnie i bezczelnie się uśmiecha.
-  Wybacz, kilka dziewczyn mnie zaczepiło po drodze. - Moja pięść naprawdę coraz bardziej domagała się zapoznania z jego nosem.
- Idiota. - Prychnęłam i ruszyłam w kierunku mojego domu. Słyszałam, że szedł krok w krok za mną. Po chwili zatrzymałam się i niepewnie odwróciłam w jego stronę.
- Gdzie tak w ogóle pójdziemy? - Zastanowił się chwilę i cwaniacko uśmiechnął.
- Mam wolną chatę, możemy iść do mnie. - Wzruszył ramionami. Prawie zakrztusiłam się śliną. "Co?   Ja i... on?... Sami?... W jego pokoju?
- No co masz taką minę? Ktoś tu ma zboczone myśli. - Zaśmiał się.
- C-Co?! Nie, nie to nie tak... - Zaczęłam w panice protestować.
- Nie martw się nic ci nie zrobię. Chyba, że sama mnie o to poprosisz. - Puścił mi zalotnie oczko. Walnęłam go w ramię.
- Yah! Chciałbyś..
- To dlaczego się rumienisz, hę? - Piknął mój policzek siląc się na poważną minę.
- Wcale nie! - Szybko zasłoniłam te zdradzieckie części mojej twarzy i ruszyłam w kierunku mojego domu. - Idziemy do mnie. - Nawet nie zwracałam uwagi na to czy za mną idzie. W prawdzie to wolałam żeby zniknął... Mam go naprawdę dość...
Przyznam, że uczyłam go od prawie czterdziestu minut i nie było wcale źle. Naprawdę szybko wszystko łapał i przede wszystkim w ogóle mnie nie denerwował. Myślę, że gdyby był taki cały czas, mogłabym go chyba nawet polubić. Wzięłam do dłoni kilka winogron które przyniosła nam wcześniej moja mama i zaczęłam tłumaczyć Jonghyunowi następne zadanie. Tym razem szło to opornie. Cały czas powtarzał jeden i ten sam błąd, irytacja zaczęła dawać się poznawać po tonie mojego głosu. Cóż, niestety odziedziczyłam cierpliwość po tacie...
- Wiesz co YeJin? - Blondyn spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Co?
- Tak się zastanawiałem... Nie jesteś czasem robotem? - Zerknęłam na niego jak na wariata. "On się dobrze czuje?" - Pytam bo nigdy nie widziałem żebyś się uśmiechała. Przynajmniej przy mnie. - Zmarszczył brwi. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Przyznam, zaskoczył mnie tym pytaniem. Miał rację ale jakoś nigdy nie spotkałam się z nim w okolicznościach, które byłyby dla mnie w jakikolwiek sposób miłe.
- Jakoś się widocznie nie złożyło...
- Chciałbym zobaczyć jak się uśmiechasz. - Powiedział unosząc lekko kąciki ust. Atmosfera między nami wydawała się gęstnieć  Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu kiedy wypowiedział to zdanie. - Uśmiechniesz się? - Zapytał wyciągając dolną wargę i przybliżając do mnie. Pokręciłam głową. Czułam sie trochę niekomfortowo kiedy był tak blisko.
- No weź... Dobra. - Wyprostował się. Miał poważną minę. "Co on kombinuje?" - Myślałem, że nie będę musiał stosować tego tajnego chwytu. Ale nie pozostawiłaś mi wyboru...
- O co ci...
- Buing Buing! - Zamarłam i z szokiem patrzyłam jak prezentuje mi swoje aegyo.
- Hahahaha. - Zaczęłam się śmiać tak bardzo, że łzy napłynęły mi do oczu. - To... Co to.... Hahahaha.
- Haha! Wiedziałem, że się temu nie oprzesz. - Skomentował szczerząc się kiedy mój napad śmiechu minął. Spojrzałam na niego wciąż się uśmiechając. Po chwili położył się na podłodze koło mnie. Wlepiliśmy w siebie spojrzenia i tkwiliśmy w ciszy.
- Tak wyglądasz o wiele ładniej. - Wyszeptał odsuwając zbłąkany kosmyk włosów opadający na moją twarz. Natychmiast spoważniałam. "Co on mówi?" Z mocno bijącym sercem uniosłam się do siadu próbując zakryć czerwone policzki.
- Chyba powinieneś już iść...



Banglo - Rozdział 6 ~Suzy


Nic się nie dzieje, i krótki. Wiem, przepraszam, ale nie mogłam od razu przejść do tych 'fajnych' i 'ciekawych' scen. W każdym razie ten rozdział jest napisany z punktu widzenia Zelo, także WOOOW :p może też dlatego taki krótki. Chciałam tylko żebyście mogli poznać go trochę bardziej, i zobaczyć że on nie jest tylko skrzywdzonym dzieciaczkiem który nie wie nic o życiu. Mówię to po raz 23735664 ale na prawdę nie miałam weny :P a jako że ciągle się upominacie o nowy rozdział, to łapcie :) Miłego czytania, pozdrawiam <3

ZELO

Stalowa klatka w której mnie zamknięto, wydawała się robić coraz mniejsza. Ludzie w okół krzyczeli, śmiali się i gwizdali, przez co zaczęło mi się kręcić w głowie. Moje serce biło w niewyobrażalnym tempie , a ręce i czoło były spocone. Już raz przez to przechodziłem. Zabij, albo zostaniesz zabity... Wszystkie światła zostały skierowane na mnie, i na mężczyznę który stał przede mną. Na początku nie mogłem zobaczyć  jego twarzy, bo zasłaniał ją kaptur. Widziałem tylko przerażający uśmiech, i to jak zaciska ręce w pięści. Kiedy zrobił krok w moją stronę, ciarki przeszły mnie po plecach, a widownia stała się jeszcze głośniejsza. Kątem oka zobaczyłem jak wszyscy zakładają się o to kto wygra. Raczej na mnie nie liczyli.
Po chwili mój przeciwnik opuścił swój kaptur, a ja zamarłem zszokowany. Yong Guk...to nie mógł być on. Te oczy szaleńca, żądza mordu, nie to nie on...ale ta twarz...
Nagle znalazłem się na polanie. Miałem na sobie czarny garnitur a w rękach trzymałem bukiet. Świeciło słońce, i niemal czułem zapach zielonej trawy i polnych kwiatów. Przez chwilę byłem szczęśliwy. Do tego stopnia, że miałem ochotę zacząć tańczyć. Jednak czegoś brakowało. Kiedy rozejrzałem się dookoła, wszystko zaczęło się zmieniać. Kwiaty w moich rękach zwiędły. W jednym momencie zapadła noc, i tym razem jedynym źródłem światła była jedna latarnia, która mrugała co jakiś czas, a trawa zamieniła się w błoto. Moje chwilowe szczęście ulotniło się w ciągu sekundy.  Przede mną znajdowały się dwa nagrobki. Nagrobki, na których widniały napisy: ''Bang Yong Guk'' i ''Lin Chang Su''.
Zatkałem usta dłonią w przerażeniu. 
-Tak, Zelo, to ty mnie zabiłeś. -Usłyszałem za sobą. 
Odwróciłem się odruchowo, co było dużym błędem. Yong Guk...on...nie wyglądał tak samo. Jego twarz była zakrwawiona, ręce posiniaczone, a nogi dziwnie zdeformowane. 
Z niedowierzaniem uklęknąłem.
-Ale...jak? -Zapytałem cicho, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w mojej głowie. 
-Nie pamiętasz? To twoja wina....to ty mi to zrobiłeś. -Powiedział chłodno, patrząc na mnie z góry. 
-Ja...ja nie chciałem. -jęknąłem. 
Kiedy jeszcze raz spojrzałem na nagrobki, na jednym z nich siedział Chang Su. Nawet na mnie nie patrzył. Po prostu siedział i wpatrywał się w ziemię, cicho szlochając. Z jego ust wydobyło się słowo, które jeszcze przez chwilę brzęczało mi w głowie.
-Przepraszam.
Po chwili obydwoje zniknęli, zostawiając mnie samego.

Kiedy się obudziłem, wytarłem kilka łez z mojego policzka dłonią. Leżałem skulony na boku, kurczowo trzymając się poduszki, do tego stopnia że niemal ich nie czułem.
-Zelo, wszystko okej? -Usłyszałem głos Yong Guka.
Natychmiast się podniosłem i usiadłem. Chłopak zrobił to samo i spojrzał na mnie pytająco.
Przez chwilę ogarnęła mnie panika ale wyglądał normalnie. Nie był zakrwawiony, i nie miał żądzy mordu wypisanej na twarzy...całe szczęście.
-Znowu miałeś koszmar.-Stwierdził, uważnie mi się przyglądając.
Kiwnąłem głową, kiedy mnie przytulił.
-Hyung, nie możesz tam za mnie iść. -Powiedziałem, chociaż brzmiało to bardziej jak prośba.-Oni cię zabiją.
-Nie zrobią tego. -Zapewnił mnie, głaskając mnie po plecach.
Pokręciłem głową.
-Nie, nie możesz tego zrobić. Nie chcę przez to znowu przechodzić...
-Słucham?
-N-nie, nic.
Westchnął cicho. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Najwyraźniej był już zmęczony moimi ciągłymi kłamstwami i unikaniem tematu. Ja też nie chciałem kłamać. Wiedziałem że i tak nie spocznie dopóki się wszystkiego nie dowie.
Przysunąłem się tak, żeby usiąść na przeciw niego.
-Oni zabili już kogoś mi bliskiego. -Powiedziałem powoli, patrząc mu w oczy które po chwili rozszerzyły się w zdziwieniu. Nie wiedziałem jak mu to powiedzieć, więc nie owijałem w bawełnę.
-Co?
-Miałem przyjaciela, Chang Su. -Wytłumaczyłem. -Chodziliśmy razem do szkoły i znaliśmy się od zawszę. Nawet nie zauważyłem kiedy uzależnił się od narkotyków, i na dodatek miał masę długów. A kiedy w końcu się zorientowałem było już za późno. Ludzie, którym był dłużny pieniądze zaczęli grozić mu śmiercią, a on coraz częściej przychodził pobity, no i był na głodzie. Więc ja...
-OSZALAŁEŚ?! Wziąłeś na siebie czyiś dług, i przez to...-Wybuchł Yong Guk, jednak wiedziałem że się o mnie martwił.
-Uspokój się. -Upomniałem go. -Teraz już za późno na takie rzeczy. W każdym razie pomogłem mu jakoś z tego wyjść. Zacząłem pracę, i spłacałem dług moją wypłatą. Tylko że on zaczął zachowywać się coraz gorzej, ciągle błagając mnie o pieniądze bądź narkotyki. Pamiętam, że to była sobota kiedy poszliśmy się z nimi spotkać. Właściwie nie wiem o co poszło, ale Chang Su chyba nie chciał czegoś zrobić. Zaczęli się kłócić. Więc jeden z nich wyciągnął pistolet...
-O boże...-Usłyszałem tylko.
Ku mojemu zdziwieniu nie płakałem. Od tamtego czasu minęły ponad dwa lata, i jakoś nauczyłem się sobie z tym radzić. Yong Guk patrzył na mnie z mieszanymi uczuciami. Nie wiedział czy mi współczuć, czy mieć do mnie pretensje, że wpakowałem się w to z własnej woli.
-Ale dlaczego to zrobiłeś? -Zapytał mnie cicho.
Wzruszyłem ramionami.
- Byłem w tej samej sytuacji co ty teraz. Mój przyjaciel miał kłopoty, więc chciałem mu pomóc...
-Ale to co innego. -Zaprotestował.
Pokręciłem głową, uśmiechając się smutno.
-Nie kłóćmy się o to. Już wiesz dlaczego nie mogę ci na to pozwolić.
-Więc chcesz żebym patrzył jak zatłuką cię na śmierć?
-Nie o to chodzi. Nie możesz popełnić tego samego błędu co ja, bo będziesz czuł się jeszcze gorzej.
Jego ciepłe dłonie nadal ściskały moje.
-Nie możemy po prostu gdzieś wyjechać? -Zaproponował, wzdychając bezradnie.
-Nie mogę od tego uciec.
-Ale...
Nie wiem jak to się stało. W jednej chwili patrzyłem w jego błyszczące od łez oczy, a w drugiej on ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Nie miałbym nic przeciwko, tylko to nie był zwykły buziak tak jak wcześniej. Ten pocałunek był wolniejszy, głębszy i intymniejszy. Mimo że miałem ochotę zrobić to samo, zostałem w bezruchu. Może to dlatego że dawno nie byłem tak blisko nikogo, może byłem  zbyt zszokowany. Yong Guk po chwili zamarł w miejscu, ze swoimi ustami na moich. Odsunął swoje ręce i cofnął się.
-Prze...przepraszam. -Wyjąkał, patrząc w dół. Wyglądał na tak skruszonego, że to ja miałem ochotę przepraszać jego. Wiedziałem, że jest mu ciężko. Że nie wiedział czy może się zbliżyć, czy może mnie dotknąć. Cały czas się powstrzymywał, ze względu na mnie. Nie chciał mnie skrzywdzić, i bał się jak zareaguję.
Kiedy nic nie powiedziałem, w końcu podniósł wzrok, a ja uśmiechnąłem się do niego.
-Nie przejmuj się. Nic się nie stało, tylko nie rób tego tak nagle. Nie wiem czy jeszcze jestem na to gotowy...
-Nie no, jasne. Już tego nie zrobię. -Zapewnił mnie z lekkim uśmiechem. -Może ja pójdę do siebie...
-Ale ja nie mówię że masz tego nie robić.-Powiedziałem szybko. -Tylko nie rób tego tak nagle...-Powtórzyłem, bo chyba nie skojarzył o co mi chodzi. Jak inaczej miałem mu to powiedzieć?
-Yyyy....no dobra. To....mam zostać?
Niemal wybuchnąłem śmiechem. Jak on mógł być tak nie pewny? Czyż nie wyznałem mu miłości dwa dni wcześniej? Na prawdę wątpił w moje uczucia do tego stopnia?
Kiwnąłem głową w odpowiedzi, szybko wskakując pod kołdrę. Zrobił to samo, ale ciągle trzymał dystans.
-Słodki jesteś. -Mruknąłem pod nosem.
-Słucham?
-Nic, tak sobie gadam.
Jak zwykle wtuliłem się w jego pierś, a on objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Chyba nadal żałował tego co zrobił, bo nic nie mówił ani na mnie nie patrzył. Pocałowałem go w policzek i chyba wyrwałem go tym z rozmyślań.
-Hyung...-Szepnąłem, chcąc zwrócić na siebie całą jego uwagę.
-Nie rób tak! -Syknął nagle, zbijając mnie z tropu.
-Ale...
Zaczął się wiercić. Rękami wyczułem że szybciej oddycha, i jego serce zrobiło się niespokojne. Uśmiechnąłem się w duchu.
-Hyuuuung! -Powtórzyłem, tym razem w prost do jego ucha.
-Robisz to specjalnie. -Wyrzucił mi, marszcząc brwi.
-No to na mnie spójrz. -Mruknąłem.


* * * 

-No to jak było ostatniej nocy, Zelo? -Zapytał Daehyun przy śniadaniu.
Zakrztusiłem się moimi płatkami, i spojrzałem na niego przerażony. Yong Guk zatrzymał swoją łyżkę w połowie drogi do ust, i spojrzał w stół.
-No, naprawiłeś już swoje łóżko?
Chyba jeszcze nigdy nie odczułem takiej ulgi. Chłopak siedzący na drugim końcu stołu odetchnął głęboko.
-A o czym ty myślałeś? -Zaśmiał się Himchan, lekko szturchając mnie łokciem.
-Yy...no o niczym. -Powiedziałem szybko, okazując nadzwyczajne zainteresowanie serwetkami.
-To dlaczego dzisiaj rano oboje wyszliście z pokoju Yong Guka? -Cały zespół zaczął przyglądać się nam podejrzliwie.
-Budziłem go. -Odpowiedziałem, starając zachowywać się normalnie.
Yong Guk kiwnął tylko głową, pokazując że się zgadza.
Na całe szczęście już nikt nie poruszył tego tematu. Wszyscy skoncentrowali się na naszym najbliższym koncercie i tym co zaśpiewamy.

Mimo że przy Yong Guk'u tego nie okazywałem, ciągle myślałem o tej walce. Co miałem zrobić? Nie mogłem pozwolić mu walczyć za mnie. Wiedziałem jak tam jest, raz już niemal pobito mnie na śmierć i nie chciałem tam wracać. To nie tak że bałem się bólu, czy nawet śmierci. Bałem się o niego. Nie wiedziałem do czego byłby zdolny jeśli coś by mi się stało. To wszystko zaszło już zbyt daleko, bym teraz mógł cokolwiek zrobić. Aish, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem, dlaczego nie trzymałem się z dala od niego?! Teraz musiałem się martwić jeszcze o jego zły temperament i dumę. Ludzie mówią że miłość zbawia, ratuje i uskrzydla. Pf, jak miałem w to uwierzyć, kiedy jedyne co miłość mi przyniosła to to, że stałem się jeszcze słabszy? Książki i filmy są jednym wielkim kłamstwem w porównaniu z prawdziwym życiem. Gdzie jest niby ta cała sielanka, tańczący ludzie w parku i szczęśliwe zakończenie? A może wcale mi się nie należało?
Mimo wszystko, byłem zbyt samolubny żeby z niego zrezygnować. Nie wyobrażałem sobie chociaż dnia bez jego uśmiechu, który przeplatał się ze zmartwieniem i irytacją. Bez jego zakłopotania, i błyszczących oczu. Nie mógłbym mu powiedzieć że już go nie chcę. Normalnie byłem dobrym kłamcą, ale nie potrafiłbym tego zrobić.
                                                                                                  ~Suzy

Banglo - Rozdział 5 ~Suzy


Nie hejtujcie mnie, starałam się mimo braku weny <3

Nadszedł wtorek. Zelo znowu stał się dziwny, i odizolował się od wszystkiego i wszystkich. Ja przez cały dzień próbowałem zachowywać się normalnie, ale mój umysł mi na to nie pozwalał. Ciągle zastanawiałem się co zrobić, co Zelo zrobi. Nie mogłem tak po prostu pozwolić mu do nich iść. Nie wytrzymałbym tego. Wolałbym spalić się żywcem. A on jak zwykle w takiej sytuacji mnie unikał, i nie pozwolił sobie pomóc.
-Yong Guk!
Youngjae już od jakiegoś czasu stał przede mną i machał mi ręką przed oczami. Wyrwany z rozmyślań, zerwałem się z miejsca.
-No co?!
Zdziwił się na mój nagły wybuch złości, ale kontynuował nie pytając o nic.
-Zelo gdzieś zniknął. Wiesz może gdzie on jest?
-Nie wiem, pewnie poszedł...-Zamarłem, kiedy doszły do mnie jego słowa. -Co powiedziałeś?! Przecież miał z wami ćwiczyć...
-No, ale gdzieś poszedł...-Odpowiedział, nadal zmieszany, próbując rozgryźć o co mi chodzi. Nie miałem czasu na takie błahe rzeczy jak przepraszanie go.
-Kiedy wyszedł?! -Domagałem się odpowiedzi, zarzucając na siebie kurtkę.
-Nie wiem. Jakieś pół godziny temu.
Wtedy zaczęły się moje wyrzuty sumienia. Brawo Yong Guk, możesz już oficjalnie nazwać się największym kretynem jaki chodzi po tej ziemi. Na te pięć minut kiedy zostawiłem go samego...mogłem się tego spodziewać. Tylko on byłby zdolny do czegoś tak głupiego.
-Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!
-No bo...
-Nieważne! -Rzuciłem jeszcze zanim wybiegłem na zewnątrz.
Spanikowany, próbowałem wymyślić sposób w jaki mógłbym się do niego dostać. Nie mogłem poprosić o tego naszego kierowcy, z wiadomych powodów, a mój samochód był w garażu z drugiej strony budynku.
Oświeciło mnie, kiedy zobaczyłem mój motocykl zaparkowany przed wytwórnią. Natychmiast na niego wskoczyłem.

Wieczór był chłodny, ale nie odczuwałem tego. Czułem tylko strach. Tak wielki. że szczerze dziwiłem się że moje serce jakimś cudem jeszcze biło.
Jedyne o czym myślałem, ba modliłem się o to, żeby nie było za późno. Żeby tylko niczego mu nie zrobili. Bo jak ja miałem bez niego żyć? Bez jego uśmiechu, błysku w oczach, głosu, dotyku...
Przez moją głowę przelatywały najgorsze obrazy i scenariusze na jakie było mnie stać. Co prawda nie pomogło mi to, ale nie mogłem się ich pozbyć.
Sam nie jestem pewny jakim cudem tam dojechałem. Nie pamiętam. W każdym razie byłem na miejscu, bez żadnego konkretnego planu.  Na pewno nie miałbym tyle szczęścia co ostatnio. Rzuciłem swój ukochany motocykl na bok, i resztę drogi przebyłem pieszo, a właściwie biegnąc.
-Mówiłem wam, że to spłacę. -Usłyszałem ten anielski głos, a moje serce znowu zabiło. Był cały.
-Niby jak? Może tak jak ostatnio...-Jego rozmówca miał nadzwyczajnie delikatny głos, jednak ton z jakim to powiedział sprawił że brzmiał jak wściekły wąż.
Rozległy się śmiechy. Akurat wtedy ich zobaczyłem. Zelo klęczał na ziemi, a z jego wargi leciała krew. Po chwili jednak wstał, wycierając usta wierzchem dłoni. Przeniosłem wzrok na mężczyzn koło niego. Było ich pięciu. Tylko pięciu.
Jednak jeden z nich się wyróżniał. Ubrany był, w przeciwieństwie do tamtych w garnitur. Miał około czterdziestu lat, był wysoki, z lekkim zarostem i ciemnymi włosami.
Zelo, mój Zelo...stał tam wyprostowany, ale widziałem że bał się niemal tak bardzo jak ja. Ręce miał w kieszeni, ale nawet bez patrzenia mogłem stwierdzić że są zaciśnięte w pięści i drżą.
-Spróbujcie tylko mnie dotknąć...-Zagroził im, robiąc krok w ich stronę, co trochę ich speszyło. Ja sam na chwilę zwątpiłem. Skąd on wziął tyle odwagi?
Chciałem od razu do nich podejść, ale nie mogłem. Chociaż wszystko w moim ciele krzyczało żebym to zrobił, starałem się myśleć trzeźwo. Mógłbym pokomplikować to wszystko jeszcze bardziej.
-To co? No, słucham? Wiesz, że zrobię co będę chciał. -Odezwał się ich lider.
Zelo rozejrzał się dookoła. Nasze oczy na moment się spotkały, ale jego wyraz twarzy nawet na sekundę się nie zmienił. Po chwili zwrócił się do mężczyzny.
-Ale jak wtedy odzyskasz pieniądze?
-Mam inne sposoby. Pamiętasz tą walkę w klatce?
Tym razem mina chłopaka zrzedła. Lider uśmiechnął się szeroko.
-Chyba jednak pamiętasz, o mało wtedy nie zginąłeś. Co myślisz o małej powtórce? Bo widzisz, mi przyda się teraz duży zastrzyk gotówki, a ty musisz spłacić swój dług. Publiczność bardzo cię polubiła.
-A co, jeśli tym razem zginę? -Zapytał Zelo, a jego głos zadrżał.
Mężczyzna wzruszył ramionami, a reszta zarechotała.
-Trudno. Nie ty pierwszy, nie ostatni.
Jak on mógł traktować go tak przedmiotowo?
-Walka jest za dwa tygodnie w sobotę o dziewiątej, tam gdzie ostatnio. Masz się nie spóźnić, rozumiemy się? Inaczej nie będę taki miły.
-Ja też mam swoje zajęcia. Odpowiedział mu chłodno.
-Jestem pewny że znajdziesz trochę czasu.
Już mieli odejść, ale nie mogłem im na to pozwolić.
-Czekaj. Powiedziałem na tyle głośno, żeby mnie usłyszeli i wyłoniłem się zza rogu. -Zrobię to za niego.-Oznajmiłem.
Zelo zbladł, a reszta wyglądała jakby mnie oczekiwała.
-Pan obrońca! Wiele o tobie słyszałem. Miałem nadzieję że się zjawisz, i w końcu będę mógł cię poznać.
Podszedłem do nich dość wolnym krokiem, po drodze zbierając myśli. Kiedy ukradkiem zerknąłem na mojego blondyna, zobaczyłem że wpatruje się we mnie z nienawiścią i wyrzutami. Szybko odwróciłem wzrok, z obawą że mógłbym nie znieść tego spojrzenia.
-A więc chcesz przejąć jego obowiązki? -Kontynuował swoją wypowiedź, kiedy nic nie powiedziałem.
Kiwnąłem tylko głową.
-Niby dlaczego? -Zapytał, najwyraźniej podekscytowany.
-Dlaczego nie? -Wzruszyłem ramionami, chcąc pokazać moją obojętność. Ha, marnie mi to wyszło.
-Chyba ci na nim zależy...? -Utkwił swój wzrok w Zelo, który sam nie wiedział co ma zrobić.
-Nawet jeśli, to co?
Nastała chwila ciszy, zanim znów się odezwał. Reszta jego świty dokładnie mi się przyglądała. Jednego z nich pamiętałem, a po jego minie i zaciśniętych pięściach widziałem że ledwo powstrzymywał się od rzucenia się na mnie.
-Podobasz mi się. -Stwierdził lider.
-Nie zgadzam się. -Zaprotestował Zelo. -To moja sprawa. Niech on się nie wtrąca.
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
-Jaki honorowy! Zaśmiał się mężczyzna. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić że wspaniale się bawił. Spojrzał na zegarek. -To wy się zastanówcie, a ja już pójdę. Do soboty! Rzucił na odchodne, wciąż szaleńczo się śmiejąc. Kiedy odjechali wielkim, podłużnym samochodem, Zelo w końcu na mnie spojrzał. Tym razem zobaczyłem w jego oczach ból.
-Co ty sobie myślisz?! Że przyjdziesz, zagrasz bohatera i wszystko będzie okej? Że się na to zgodzę i ci jeszcze podziękuje?!
-Nie, nie o to mi chodziło. -Powiedziałem spokojnie.
-No to o co?! Powiedz mi, bo ja cię kompletnie nie rozumiem. -W jego oczach zaczęły zbierać się łzy. Już nie miał tej kamiennej twarzy, którą przybrał kiedy rozmawiał z nimi.
-Nie mogę patrzeć jak cierpisz. -Powtórzyłem po raz enty.
-No to nie patrz! -Krzyknął mi w twarz, i chciał odejść, ale pociągnąłem go za łokieć.
-Nawet nie wiesz jak bym chciał. Chciałbym móc powiedzieć że mnie nie obchodzisz, że to twój problem. Skoro nie chciałeś tego wszystkiego, to po co powiedziałeś mi co się stało? Po co przychodziłeś do mnie w nocy?
-Nie wiem. Z każdym dniem żałuję tego co raz bardziej. -Mruknął pod nosem.

Zmusiłem go żeby na mnie spojrzał.
-Kim ja dla ciebie w ogóle jestem? -Zapytałem cicho, ale całkiem możliwe że krzyczałem. Zbytnio mnie to nie obchodziło. W tamtej chwili moje serce nie znajdowało się tam gdzie powinno. Chłopak stojący przede mną trzymał je w rękach.
Spojrzał na mnie, wyraźnie zdziwiony tym pytaniem.
-Nie wiem. -Odpowiedział cicho.- Może jestem ci wdzięczny za to co dla mnie zrobiłeś. Zależy mi na tobie. Nienawidzę cię. Ha, może to nawet miłość!  -Zamilkł na chwilę. -Pamiętasz jak zapytałeś mnie czy się ciebie boję? -Powiedział w końcu -Tak. Jestem przerażony, bo wiem że jeśli oddam ci moje serce, to w każdej chwili możesz mnie zranić. Uśmiechnął się smutno.-Co ty ze mną zrobiłeś?  Nie mogę wybaczyć ci tego, że za każdym razem kiedy cię widzę mam ochotę krzyczeć z radości, a moje serce bije jak oszalałe. Że kiedy mi smutno, chcę żebyś mnie przytulił. Że kiedy nie mogę spać, chcę przyjść tylko do ciebie. Dlaczego...dlaczego zawsze kiedy odchodzisz, czuję się samotny mimo że wokół jest tłum ludzi?! Jęknął bezradnie. -Dlaczego ciągle chcę mieć cię przy sobie? -Łzy zaczęły spływać mu po policzkach i cicho pociągnął nosem.-Wszędzie cię widzę...powiedz...dlaczego kiedy się zbliżasz, a zaraz potem odchodzisz, czuję jakbym miał się rozpaść na kawałki?! Twój uśmiech...twoje oczy... jak to się stało że doprowadzają mnie do szaleństwa? -Spuścił głowę.
Moje gardło w ciągu kilku sekund stało się pustynią. Nie mogłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W sumie dobrze, i tak nie miałem pojęcia co powiedzieć. Jakie słowa byłyby dość dobre w takiej sytuacji?
Pogłaskałem go po policzku, przy okazji ocierając jego łzy. Mimo to, nadal nie miał odwagi na mnie spojrzeć. Myślał że go odrzucę?
-Nie mów tak. -Wydukałem w końcu.-Nie mów o mnie tak, jakbym był czymś złym....Spójrz na mnie. -Powiedziałem, unosząc jego podbródek.-Nie płacz. Proszę. Nie lubię kiedy to robisz.
Nic nie odpowiedział, tylko znów pociągnął nosem, marszcząc go słodko.
Zaśmiałem się cicho.
-I to ja doprowadzam cię do szaleństwa? -Zapytałem z niedowierzaniem.
Spojrzał na mnie , wyraźnie nie wiedząc o co mi chodzi.


                                                                                                                   ~ Suzy

Banglo - Rozdział 4 ~ Suzy


Nie wiem dlaczego pałam taką nienawiścią do tego rozdziału. Choćbym czytała i poprawiała go 1000 razy, wydaje mi się bez wyrazu. No ale długo nic nie dodawałam, więc mam nadzieję że jakoś to ścierpicie :D Pozdr. <3 


-A więc Zelo...-Odezwała się prezenterka.-Ostatnio dość długo nie byłeś obecny. Coś się stało?
Z lekkim przerażeniem spojrzałem na maknae. Na ułamek sekundy w jego oczach pojawiła się panika, ale na szczęście nikt oprócz mnie tego nie zauważył. Kiedy kątem oka na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się dodając mu otuchy.
Zaśmiał się sztucznie przenosząc wzrok na kobietę.
-Trochę się przeziębiłem i musiałem oszczędzać struny głosowe.-Wytłumaczył się niewinnie. Bez wątpliwości mu uwierzyła. 
-Aaaa...mam nadzieję że twoi hyung'owie ci pomagali?
-Ja bym to nazwał ''wysługiwanie się Hyung'ami przez tydzień''. -Zażartował Daehyun, i wszyscy zawtórowali mu chichotami. 
-Teraz czujesz się już lepiej? -Znów zwróciła się do zelo.
-Mmm. -Zgodził się maknae, pokazując swoje dołeczki. Ahh..te dołeczki...
-A przechodząc dalej...Yong Guk sshi...
Zamyślony nawet nie zauważyłem że mówiła do mnie. Youngjae dyskretnie kopnął mnie pod stołem.
-Aaa...tak?
-Pojawiły się plotki że masz dziewczynę...ostatnio nawet kilka razy wyszedłeś wieczorem. Powiedz, jest sławna, czy to raczej normalna dziewczyna? Może twoja fanka? -Zapytała radośnie, a z jej twarzy można było wyczytać że umierała z ciekawości.
-Nie, nie to nie prawda! -Zaprzeczyłem, a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę blondyna, jakbym chciał się upewnić że mnie słucha.Jednak on wpatrywał się w swoje dłonie z pustym wzrokiem. Aish, głupi jesteś. Skarciłem się w myślach, ale kontynuowałem moją wypowiedź. -Wychodziłem żeby się odstresować i pomyśleć w spokoju. To nic takiego. -Zapewniłem, ale mimo to nie wyglądała na usatysfakcjonowaną.
-A czy coś się stało? -Dopytywała mnie. 
-Wydajemy nasz nowy album, a z tym wiąże się dużo odpowiedzialności i planowania. -Uśmiechnąłem się, a ona nadal z poważną miną mnie słuchała. -Czasem łatwiej pisze się piosenki na zewnątrz. Myślę że to dlatego ostatnio często wychodziłem.
Moje oczy na sekundę spotkały się z oczami Zelo, ale szybko odwrócił głowę. Ile ja bym dał, żeby wiedzieć o czym myślał.
-Ah, rozumiem.
Przez resztę audycji skupiła się na pozostałych członkach, czasem tylko pytając o opinie moją lub maknae.

Spotkałem go dopiero na lunchu. Kiedy mnie zobaczył, jego wyraz twarzy trochę się zmienił.  Jakby mu ulżyło. Zbliżył się do mnie i oparł czoło o moje ramię, delikatnie chwytając boki mojej koszuli.
-Pozwól mi tak na chwilę zostać. Muszę nabrać sił. -Poprosił.
-Wszystko ok?
-Mhmm.
-Wyglądasz lepiej.-Stwierdziłem, przyglądając mu się dokładnie.
Kiwnął głową nic nie mówiąc. 
Właściwie myślałem że już zachowywał się prawie normalnie. Zaczął jeść, nie był taki blady, i rzadziej przychodził do mnie spać. Chociaż nie wiem czy to ostatnie tak bardzo mnie ucieszyło.
I wtedy usłyszeliśmy dźwięk, po którym znowu wszystko się posypało. Kiedy telefon maknae zabrzęczał, myśleliśmy że to Daehyun pyta gdzie jesteśmy, lub menadżer który zawsze czegoś chce. Oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego w jak wielkim byliśmy błędzie.
Sms brzmiał: Ostrzegałem cię, żebyś nikomu nie mówił. Bądź tam gdzie zawsze we wtorek o 21:00. Chcemy się zabawić. 
Zelo zamarł. Mimo że wiedział, że przeczytałem wiadomość, w pośpiechu schował telefon do kieszeni.
-Ja...muszę iść do łazienki.- Powiedział i pobiegł, nie oglądając się za siebie. 
Kiedy poszedłem za nim, usłyszałem że wymiotuje. 
-Otwórz. -Poprosiłem cicho, pukając w drzwi kabiny.
-Odejdź. Wysapał.
-Chcę ci pomóc! -Jęknąłem bezradnie.
Nagle otworzył drzwi. 
-Przestań ciągle to powtarzać. 
-Ale to prawda....
-Wiem! I właśnie dlatego nie mogę ciągle na tobie polegać.
Zmarszczyłem lekko brwi, nie bardzo rozumiejąc.
-Niby dlaczego? 
-Bo ciągle się o mnie martwisz. Dlaczego? Przecież masz własnie życie, problemy. Już raz przeze mnie cię skrzywdzili. 
-Nie obchodzi mnie to.
Prychnął.
-Nie obchodzi cię to?! Chcesz żebym wiecznie miał poczucie winy? Cały czas boję się że coś ci się stanie!
-Ty masz poczucie winy? Wyobraź sobie co ja czuje, kiedy patrzę jak cierpisz, a nie mogę ci pomóc.
-Właśnie dlatego mówię żebyś zajął się swoimi sprawami. I tak do niczego się nie przydajesz.-Mruknął pod nosem i wyszedł.
Uderzyłem pięścią w ścianę. Czemu ten dzieciak był tak cholernie, wkurzająco uparty? Za każdym razem, kiedy chciałem mu pomóc zaczynaliśmy się kłócić. To stawało się już na prawdę nużące. 
Jednak ten sms nie dawał mi spokoju. Słowa ''chcemy się zabawić'' chodziły mi po głowie przez cały dzień. Wiedziałem co to znaczyło, ale jakoś nie mogłem dopuścić do siebie tej myśli. 

Przez resztę dnia nie mogłem go złapać. Wiedziałem, że celowo mnie unikał. Ciągle trzymał się blisko Daehyuna lub Himchana, albo po prostu znikał, co doprowadzało mnie do szału. 
Kiedy wróciliśmy do domu było już grubo po północy, ale skoro to było jedyne wyjście, postanowiłem się z nim spotkać. Przebrałem się w dresy, umyłem zęby i poszedłem do jego pokoju. Kiedy usłyszałem wodę w łazience, założyłem że bierze prysznic. 
Po około dwudziestu minutach w końcu wyszedł. Jego mokre włosy zakrywały mu większość czoła, więc lekko potrząsnął głową żeby je odgarnąć. Na chwilę zamknąłem oczy, sam nie wiedząc czemu. 
Kiedy mnie zobaczył, minę miał jakby na prawdę nie chciał mnie widzieć. 
- Możemy pogadać? -Zapytałem spokojnie, próbując zapomnieć o naszej ostatniej rozmowie. 
Bez słowa usiadł na łóżku, i spojrzał na mnie wyczekująco. 
-Co zamierzasz zrobić? 
-To znaczy?
-Chyba nie chcesz tam iść? 
Wzruszył ramionami.
-A mam jakieś inne wyjście?
-Słucham?! Mój głos stał się nerwowy, a ręce zaczęły się trząść. 
-Hyung. Nie...
-Tak wiem. Nic nie rozumiem. W kółko to powtarzasz. I tak już jestem w to zamieszany, więc czemu po prostu mi nie powiesz?!
-Więc dlaczego się w to mieszasz?! 
-Bo...
Nie wiedziałem co powiedzieć. Właściwie to nie mogłem nic powiedzieć. Wszystkie słowa utknęły mi w gardle. No właśnie, dlaczego? 
Po raz kolejny na niego spojrzałem. Jego ciemne oczy, włosy, nos, usta...
Usta.
Nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem to instynktownie, bez większego namysłu. Delikatnie uchwyciłem jego twarz w swoje dłonie i pocałowałem. Po około dwóch sekundach jednak się odsunąłem, bojąc się jak zareaguje. 
Na jego twarzy widniały przeróżne uczucia. Mimo że wyglądał na zaskoczonego, jego oczy lekko zabłysły, jakby się uśmiechały. W żaden sposób mi to nie pomogło, więc ja też się zmieszałem i nie byłem pewny co zrobić. Zelo nadal nic nie mówił, tylko na mnie patrzył. 
-Pójdę już spać.-Powiedziałem szybko, i tak po prostu wyszedłem. 
Idiota. Czego ja się w ogóle spodziewałem? Wybuchu namiętności? DLACZEGO TO ZROBIŁEM? Jakby między nami nie było już wystarczająco dziwnie. Jeśli teraz zacznie mnie nienawidzić, to chyba się powieszę. Nie tak miało być. AISH!

Kiedy tamtej nocy Zelo wkradł się do mojego pokoju, byłem niepokojąco szczęśliwy. Miałem ochotę zacząć skakać po pokoju ze szczęścia. Usłyszałem jego ciche kroki na drewnianej podłodze, która cicho skrzypiała pod jego ciężarem.
Z przyzwyczajenia maknae wpakował mi się do łóżka bez zapytania. Odwróciłem się tak, żeby móc na niego spojrzeć. 
-Obudziłem cię? -Szepnął.
-Nie, i tak nie spałem. 
-Hyung, ale ty...-Przerwał na moment, zapewne myśląc jak dobrać słowa.
Serce zabiło mi mocniej. Jaki ja byłem żałosny. Zachowywałem się jak jeden z tych zakochanych dzieciaków w filmach, co bynajmniej mi się nie podobało. 
-...ty tak na poważnie? -Dokończył niepewnie, przysuwając się do mnie żeby nie spaść z łóżka. Nie chciałem odpowiadać na to pytanie, bo sam nie byłem pewien tego co zrobiłem i dlaczego.
-Ja...
Chyba zobaczył mój trud i to, że nie znam odpowiedzi, bo uśmiechnął się lekko. 
-Zresztą nieważne. 
Po raz pierwszy przytulił się do mnie w taki sposób. Objął mnie obiema rękami, a swoją nogę położył na moich. Nasze twarze były tak blisko że stykaliśmy się nosami. 
Moje serce zapewne nie było szczęśliwe tym jak zareagował mój organizm. Wiele razy spałem z Zelo w jednym łóżku, jednak nigdy nie było to tak, hmm...intymne. Cały swój wysiłek włożyłem w to, żeby mieć równy oddech. Mimo to i tak nie wyszło mi najlepiej. 
-Wiesz, że nie pozwolę ci iść? Odezwałem się nagle, nie chcąc żeby nadal było tak cicho.
Zaśmiał się krótko.
-Przecież przyszedłem żeby zostać. -Powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Wiesz o co mi chodzi. 
Jego twarz znów przybrała inny wyraz.
-Możemy porozmawiać o tym jutro? Jestem zmęczony. 
Westchnąłem. 
-Obiecuję, że jutro do tego wrócimy. -Zapewnił mnie. 
-Okej. -Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko się zgodzić. 
-Dobranoc.-Pocałował mnie w policzek i zamknął oczy. 
-Dobranoc.
-Czekaj. -Powiedział nagle.
Otworzyłem oczy, patrząc na niego pytająco.
-Nastawiłeś budzik?
Parsknąłem śmiechem
-Uwierz mi, już nigdy o tym nie zapomnę. 
-Jong Up chciał mi dzisiaj naprawiać łóżko. 
-I co mu powiedziałeś?
-Że nie trzeba.

                                                                                            

Banglo - Rozdział 3 ~Suzy


Wiem, że to wszystko takie dramatyczne, ale postaram się dodać do tego trochę więcej humoru :D Miłego czytania ^.^

Tamtego wieczora w końcu dostałem to, czego tak pragnąłem od dawna. Po kolejnej kłótni z menadżerem (oczywiście o Zelo), musiałem trochę odetchnąć. Miałem dość tego, że cały czas go obwiniał. A Zelo nie potrafił, lub po prostu nie chciał się bronić.
Przechadzałem się uliczkami Seulu z kapturem na głowie, mając nadzieję że nikt mnie nie pozna.
Wtedy ich zobaczyłem. Było ich dwóch. Stali przy murze jednej ze starych fabryk i głośno rechotali. Próbowałem trzymać się od nich z daleka, ale usłyszałem ich rozmowę.
-jakoś ostatnio tu nie widać tego lokatego blondyna. -Powiedział jeden z nich, zaciągając się papierosem.
Zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem na nich.
-Dziwisz się? -Zobaczyłem jak jego towarzysz uśmiecha się spod swojego kaptura.-Po tym co mu ostatnio zrobiliśmy?
Kolejny śmiech.
Zacisnąłem ręce w pięści, a krew zaczęła się we mnie gotować. Właściwie nie wiem kiedy i jak, może pod przypływem adrenaliny, podbiegłem do nich. Wyrwałem jednemu butelkę z ręki i rozbiłem mu ją na głowie. Drugi zareagował natychmiast wyciągając nóż z kieszeni, kiedy jego kolega wpadł z hukiem na ścianę.
Ze złością i zaskoczeniem w oczach, przejechał nim po mojej klatce piersiowej zanim zdążyłem się odsunąć, rozrywając moją bluzę, koszulkę i zostawiając ranę która natychmiast zaczęła krwawić. Poczułem jak ciepła ciecz spływa po moim ciele, ale to wszystko. Zero bólu.
W tym samym momencie kaptur zsunął mu się z głowy. Miał ciemne, krótko ścięte włosy, brązowe oczy i bliznę, która ciągnęła się od kącika ust aż po ucho. Znałem go.
Przyszedł kiedyś na plan i Zelo wyszedł wtedy razem z nim.
Trzymając mocno jego nadgarstek przyglądałem mu się. On też mnie poznał, i ten sam przerażający uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
-Przyszedłeś w imieniu swojego przyjaciela?
Spojrzałem na niego pytająco. Zarechotał.
-To ty nic nie wiesz? Ojej, jakie to smutne. Nic ci nie powiedział? -Próbował wyrwać swoją rękę z mojego uścisku, ale nie udało mu się.
-Nie obchodzi mnie to. Wiem co mu zrobiliście. -Powiedziałem grobowym tonem.
-Aaaa, tak. Przypominam sobie. Tak słodko wtedy krzyczał. ''Nie róbcie tego'', ''Proszę''...chyba nawet gdzieś usłyszałem twoje imię. -Widzę, że ci się poskarżył. To takie wzruszające że stajesz w jego obronie.
-Nie staje.
Wykorzystałem chwilę jego nieuwagi i mocno uderzyłem go w twarz, a on wypuścił swój nóż który wylądował kilka metrów od nas.
-To bardziej z zemsty. -Stwierdziłem.
Kiedy on również mnie uderzył, poczułem krew w ustach.
-Przekaż mu że go pozdrawiam, i żeby przyszedł szybko bo będzie w jeszcze większych kłopotach. -Znów się uśmiechnął, wycierając rękawem twarz.
Chciałem się kontrolować, ale nerwy mi puściły. Chwyciłem go za kurtkę, kopnąłem w brzuch i odrzuciłem od siebie. Za sprawą alkoholu w swoim organizmie zachwiał się i wpadł na ścianę tak jak swój poprzednik, i uderzył głową w parapet jednego z rozbitych okien starej fabryki. Później zemdlał.
Byłem tak wściekły, że chciałem ich pozabijać. Jednak coś mówiło żebym tego nie robił. Żebym nie stawał się tym samym co oni.
Gdybym został tam dłużej, nie wiem co bym im zrobił, więc szybko wróciłem do domu.
Na moje szczęście wszyscy już spali, bo inaczej musiałbym im się z tego tłumaczyć, a menadżer dostałby szału. Najciszej jak mogłem wszedłem po schodach do swojego pokoju, jednak wydawało mi się za skrzypią nadzwyczajnie głośno.
Zapaliłem światło i zobaczyłem że Zelo siedzi na moim łóżku.
-Dlaczego siedzisz w ciemnościach? -Zdziwiłem się.
Wyglądał jakby odetchnął z ulgą, ale kiedy zobaczył w jakim jestem stanie, w jego oczach pojawiła się panika, strach i przejęcie.
-Nie pytaj. -Powiedziałem do niego kiedy znalazł się obok mnie i zaczął mnie oglądać.
Najwyraźniej zignorował moją prośbę, bo sekundę potem zaczął zadawać mi milion pytań.
-Zelo, uspokój się. Przecież żyję.
Zmarszczył nos.
-Nie jesteś typem osoby, która bez powodu wdałaby się w bójkę. -Powiedział cicho, i nagle w jego oczach coś zabłysło. Jego twarz zrobiła się blada, a ręce zaczęły drżeć.
-Nie mów mi...
-Idę wziąć prysznic. -Oznajmiłem i skierowałem się do łazienki.
Chwycił mnie za ramiona.
-Błagam...powiedz że to nie ich spotkałeś...że to nie byli oni...
-Ale kto?
-Mówili coś o mnie? -Zapytał.
Milczałem.
-Mówili coś? Domagał się odpowiedzi.-Co im zrobiłeś?
-A co to za różnica, Zelo?
-Dlaczego po prostu tego nie zostawiłeś? Tyle razy ci mówiłem...-Wziął głębszy oddech.
-Nie mogłem...
-Ale teraz będzie jeszcze gorzej! -Zaczął krzyczeć.-Boże, co ja mam teraz zrobić?
-Uspokój się. Dlaczego się tym tak przejmujesz? Dlaczego tak się ich boisz? -Zapytałem zdezorientowany.
-Nic nie rozumiesz!
-Bo nic mi nie mówisz.
-Bo nie mogę!
-Wiem!
-No to dlaczego się tak zachowujesz nic nie wiedząc do cholery?!!
-Bo nie mogłem znieść tego jak o tobie mówili, jak się śmiali, nie rozumiesz?! -Krzyknąłem i zamknąłem się w łazience.
Słyszałem jeszcze jak trzaska drzwiami mojego pokoju. Miałem tylko nadzieję że nikt się nie obudził.
Nawet pod prysznicem nie potrafiłem pozbierać myśli. Czemu tak się zdenerwował? Co go z nimi łączy? Co przede mną ukrywa? Od kilku dni już się nad tym zastanawiałem, ale moja ciekawość i zmartwienie zwiększyły się.
Po kilkunastu minutach męki jaką sprawiała mi ciepła woda spływająca po mojej ranie na klatce piersiowej, ubrałem się i wróciłem do pokoju.
Myślałem, że Zelo wyszedł, ale znowu siedział na moim łóżku i gapił się w ścianę z zaciętym wzrokiem. Kiedy zorientował się, że wróciłem kazał usiąść mi na łóżku.
Bez słowa posmarował mnie maścią na gojenie i owinął bandażem. Jego ręce były przyjemnie chłodne i delikatne. Mimo że był na mnie zły, wiedziałem że stara się nie zadawać mi bólu.
-Zelo...
Zacząłem, ale nie podniósł nawet wzroku, więc zrezygnowałem.
Kiedy skończył wyszedł ciągle nic nie mówiąc. Chciałem go zatrzymać, ale stwierdziłem że lepiej będzie jak pozwolę mu pójść.


* * *

Kiedy później postanowiłem że sprawdzę co u niego, było nadzwyczajnie cicho.
-Nie śpisz? -Stanąłem obok niego.
-Nie mogę.
-Ja...
-Wiem. Nie chciałeś, przykro i ci i tak dalej. -Powiedział, a w jego głosie można było wyczuć nutkę irytacji.
-Nie bardzo. -Stwierdziłem.-Nie jest mi przykro.
Spojrzał na mnie zrezygnowany. W jego oczach znowu pojawił się ten smutny wyraz, którego tak nienawidziłem. Kiedy na niego patrzyłem moja dusza rozpadała się na milion kawałków których za żadne skarby nie potrafiłem pozbierać.
Maknae poniósł się, podciągając kolana pod brodę i lekko się kołysząc. Jego twarz zdradzała że intensywnie nad czymś myślał.
-Dlaczego po prostu mi nie powiesz?
Pokręcił głową.
-To niczego nie zmieni. Poza tym nie wiem czy dalej chciałbyś mnie znać. Nie uwierzyłbyś mi. -Nie widziałem jego twarzy bo się skulił, ale czułem że ma łzy w oczach.
Doprowadzało mnie to do szału. Ta niewiedza, bezradność.
Wziąłem kilka głębokich oddechów, starając się uspokoić.
-Nie mam powodu żeby ci nie wierzyć.
Zaśmiał się ironicznie.
-Nie zrozumiesz.
-Ale jak ja mam ci pomóc, skoro nawet nie wiem jak?
-Nie musisz mi pomagać.
-Dlaczego się tak zachowujesz, Zelo? Nie możesz mi zaufać?
-Nie o to chodzi, hyung. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym o tym powiedzieć, ba komukolwiek. Ale nie mogę, jeśli nie chcę żeby komśu stała się krzywda. Nie wiesz do czego oni są zdolni.
On wiedział.
Przytuliłem go do siebie instynktownie. Nie zaprotestował, tylko położył swoją głowę na moim ramieniu. Tak jak ostatnio zacząłem głaskać go po głowie.
-Dobrze. Zgodziłem się bez protestów.-Ale obiecaj że kiedyś mi powiesz.
Kiwnął głową. -I że poprosisz mnie o pomoc jeśli coś się stanie. Kolejne kiwnięcie.
Mimo że w głębi duszy wiedziałem że tego nie zrobi, poczułem się spokojniej.
-Nadal nie rozumiem co cię z nimi łączy. Przecież nie jesteś taki jak oni, nie masz powodu...-Miałem nie ciągnąć tego tematu, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
-Chciałbym. -Wyszeptał tylko.
-Musisz się trochę przespać. Jutro mamy strasznie napięty harmonogram. 
Westchnął.
-Wciąż martwisz się tylko o mnie. Czy sypiam, czy regularnie jem... Sam zostałeś zraniony, a udajesz że nic się nie stało. Ty też potrzebujesz snu. -Wypomniał mi.
Zmarszczyłem czoło, ale miał rację. Przytaknąłem mu i podszedłem do drzwi.
-Dobranoc.
-Dobranoc. -Odpowiedział cicho, i z powrotem się położył.

Kiedy wróciłem do siebie, zasnąłem w chwili kiedy moja twarz dotknęła poduszki. Byłem zbyt zmęczony i obolały żeby zrobić cokolwiek.
Jednak po jakimś czasie mój sen został przerwany.
-Hyung...
-Hmmm? -Otworzyłem lekko jedno oko, i zobaczyłem wysoką postać przy moim łóżku.
-Czy ja...eee...noo. Powiedział i się odwrócił, jakby pożałował tego że w ogóle przyszedł.
-No dobra, chodź.
Odsunąłem kołdrę, a on natychmiast znalazł się koło mnie. Wziął moją rękę i przytulił ją jak maskotkę, po czym zamknął oczy.
-Znowu miałeś koszmar? -Zgadłem po jego drgających dłoniach i pocie na czole.
-mhmm.
-To może kupimy sobie trochę większe łóżko, co? Skoro już i tak razem sypiamy...
W ciemności zobaczyłem jak kąciki jego ust lekko się unoszą.
-Nie rób sobie nadziei.
-Ja tylko stwierdzam fakty. -Przypomniałem mu.
-Rób co chcesz, ja idę spać.

Następnego dnia oboje zaspaliśmy, a ja zapomniałem nastawić sobie budzika, co było wielkim błędem.
-Hyung! Wsta... -Usłyszałem znajomy głos.''Himchan, dlaczego ty nigdy nie pukasz?'' Zapytałem w duchu. Dopiero wtedy zorientowałem się że obok mnie leżał Zelo. Cholera.
-I co, wstał już? -Zaraz po tym, znów zapadła cisza.
-Ale ten....dlaczego wy..yhhmm? -Do 'rozmowy' dołączył się Youngjae.
-Zelo popsuło się łóżko czy coś. -Skłamałem szybko, przybierając obojętną minę.
-Ejj chłopaki! -Wbiegł Jong-up. -Zelo nie ma w...oh...okeeej...
Westchnąłem głośno.
Cała czwórka stała w drzwiach przyglądając nam się. Zelo nadal przytulał do siebie moją rękę, ale żadne z nich tego nie widziało. Pod kołdrą delikatnie wyrwałem się z jego uścisku i przeciągnąłem się.
Himchan nagle wybiegł, głośno zbiegając po schodach.
-a jemu co? -Zdziwił się Daehyun, podążając za nim.
-W każdym razie, ubierzcie się i zejdźcie na śniadanie, bo o dziesiątej mamy audycję w radiu. -Rzucił jeszcze Jong-up zanim wszyscy wyszli.
Aish! Czemu nie ustawiłem tego cholernego budzika? Wyrzuciłem sam sobie.
Spojrzałem na chłopaka śpiącego obok mnie. Pierwszy raz od dawna spał tak spokojnie. Oddychał równo, i nie rzucał się po łóżku, ani nie płakał. Uśmiechnąłem się nieświadomie, i pogłaskałem go po policzku. Jego skóra była taka gładka... Nie miałem serca żeby go obudzić.
-Zelo. -Szepnąłem w końcu, ale nie zareagował. -Zelo, wstawaj. Powtórzyłem już trochę głośniej.
-Daj mi spać, człowieku. -Jęknął i zakrył oczy dłonią, rozdrażniony promieniami słońca które wlewały się do pokoju.
-Nie możesz...
-Ahh...audycja. -Przypomniał sobie.
Kiedy się podniósł, jego oczy były przymrużone a włosy rozczochrane. Przeczesał je ręką i ziewnął.
-Jak ci się spało? -Zapytałem.
-nadzwyczajnie dobrze. -Zdziwił się tym faktem.
-Widzisz? Moje łóżko działa cuda.
Prychnął, ale zauważyłem cień uśmiechu na jego twarzy zanim zamknął się w łazience. W MOJEJ łazience.
-Ejj! -Krzyknąłem za nim, ale nic nie zdziałałem.




~Suzy