niedziela, 17 listopada 2013

Krótka notka - Suzy

Hej! Wiem że strasznie długo mnie tu nie było i przepraszam...ale szkoła i wgl, wiecie jak to jest :c No i nie miałam weny żeby cokolwiek napisać. Przez ostatni miesiąc wycisnęłam z siebie chyba ze 2 zdania. Jak już może zauważyliście usunęłam moje Kaibaek, i miałam ku temu kilka powodów. Na początku myślałam że to będzie dobry pomysł i coś z tego wyjdzie, ale z każdym rozdziałem coraz mniej mi się podobało i coraz gorzej mi się pisało. Po prostu źle się z tym czułam i nie mogłam dalej tego ciągnąć T^T. ALE OBIECUJĘ ŻE SZYBKO WSTAWIĘ COŚ NOWEGO, więc nie bijcie! Jeszcze nie zdecydowałam się nad paringiem, ale postaram się coś wymyślić c:
Mam nadzieję że jeszcze trochę na mnie poczekacie :)

 ~Suzy

sobota, 10 sierpnia 2013

"Dream School" rozdział 7 ~Bommie

Na prawdę strasznie przepraszam, że tak długo trzeba było czekać na ten rozdział ;_;
Ale walczyłam z nim, a on bronił się aż do teraz =.=
Bite pięć razy pisałam ten rozdział od nowa aż wyszło to :0
Swoją drogą i tak nie jestem nim zachwycona ._. 
Jeszcze raz przepraszam, mam nadzieję, że wgl teraz jeszcze ktoś to będzie czytał <3 T^T





Szłam szkolnym korytarzem wlepiając wzrok w podłogę. Cała moja klasa pojechała beze mnie na wycieczkę, o której jak na złość zapomniałam. Musiałam być dzisiaj na zajęciach u innej grupy. Usiadłam pod ścianą i założyłam słuchawki odpalając mp4. Moje myśli były zapchane jedną osobą, a tak bardzo staram się o nim zapomnieć… Dlaczego on musi odwalać takie akcje? Wczoraj, jego głos, ten wzrok. Westchnęłam i przymknęłam powieki mimowolnie uśmiechając się na wspomnienie jego uśmiechu. Głos rozsądku cały czas podpowiadał mi, że to złe i podstępne stworzenie, które myśli, że może mieć wszystko. Tylko, dlaczego tym razem ten mały złośliwy głos w mojej głowie mówiący „Może on nie jest taki zły?” wydawał się być coraz głośniejszy? Poczułam jak ktoś siada obok mnie i przyczepia mi się do ręki. Zaskoczona spojrzałam w bok i napotkałam parę dużych, słodkich, brązowych psich oczu.
- Unnie! Dlaczego siedzisz pod tą klasą? – Zapytał Taemin uśmiechając się od ucha do ucha. Ten chłopak był naprawdę strasznie słodki.
- Moja klasa pojechała na wycieczkę do muzeum sztuki, a ja o tym zapomniałam i nie przyszłam na zbiórkę. Kobieta w sekretariacie powiedziała, że zamiast zwalniać mnie z reszty zajęć przydzieli mnie do tej klasy. – Wytłumaczyłam mu obserwując idących w oddali Minho, Onew, Key i Jonghyuna. Taemin również spojrzał za siebie i z entuzjazmem zaczął im machać.
- Siemka. – Odezwał się Onew uśmiechając uroczo do mnie i Lee. Reszta tylko skinęła głowami. Obleciałam wzrokiem każdego z nich zatrzymując się na „tym palancie”. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, kiedy nasze oczy się spotkały. Moje serce przyspieszyło.
- Unnie, dobrze się czujesz? – Zapytał z troską Tae. Szybko zerknęłam na niego i resztę. Wszyscy uważnie mi się przyglądali.
- T-Tak, dlaczego miałabym czuć się źle? – Widziałam jak Minho uśmiecha się pod nosem. Taemin złapał moją twarz w dłonie i zaczął ją uważnie oglądać.
- Jesteś czerwona. – Wytłumaczył swoim charyzmatycznym głosem Minho.
- Co? – Szybko zakryłam rękawkami bluzy policzki.
- Ale dlaczego? – Minnie spojrzał na mnie badawczym wzrokiem i zaczął przybliżać. Ja w tym samym czasie zaczęłam się odchylać w przeciwną stronę.
- Hah, dobra my już musimy lecieć. – Skwitował jak zwykle uśmiechnięty Onew.
- Zaraz to wy nie macie tu lekcji? – Zapytałam. Cała trójka pokręciła głowami, właśnie, tylko trójka.
- Tylko ja i Minho chodzimy do tej klasy. – Od Key jak zwykle na kilometr biła niechęć.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek wołając na lekcje.


Usiadłam, obok Minho. Key wylądował ławkę za nami, z racji, że siedział za żabolem miałam możliwość zobaczenia piorunującego spojrzenia blondyna. Starałam się jednak ograniczyć kontakt wzrokowy do minimum. Gdyby chłopak był wiedźmą zapewne walnąłby mną o najbliższą ścianę. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie, na serio nie miałam bladego pojęcia, czemu tak bardzo mnie nie lubił. Skrzywiłam się lekko i zerknęłam na mojego towarzysza z ławki, co chwila oblizując usta próbował skupić się na rozwiązaniu zadania. Mimowolnie uśmiech wpłynął na moją bladą twarz. Był strasznie tajemniczy, to właśnie chyba sprawiało, że był tak czarującym chłopakiem, ile to dziewczyn do niego nie wzdychało? Sama pewnie byłabym w niemałym gronie jego wielbicielek gdyby nie... Onew…
Lekcja mijała za lekcją, w końcu nadeszła przerwa na lunch. Wszyscy udali się w kierunku szkolnego placu. Niespodziewanie ktoś chwycił mnie pod ramię i zaczął ciągnąc w stronę drzewa na jego środku. Owym ktosiem był oczywiście rudowłosy. Usiedliśmy po turecku na trawie. Po chwili dołączyła do nas cała reszta Shinee. Dzień był naprawdę ciepły w porównaniu do wczorajszego. Od ziemi nadal bił chłód, dlatego zdjęłam bluzę i usiadłam na niej. Dziwnie czułam się siedząc w ich towarzystwie, ja taka zwykła prosta uczennica i szkolna elita, nie mieściło mi się to w głowie.
- Zagrajmy w butelkę! – Wyrwał nagle z entuzjazmem najmłodszy. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z cierpiętniczymi minami. Wiadomym było, że tylko jemu podobał się ten pomysł, ale nie dało mu się odmówić.
- To zacznij. – Westchnął Minho. Taemin pokręcił do połowy opróżnioną butelką. Padło na Jonghyuna.
- Pytanie czy…
- Pytanie. – Blondyn nawet nie dał mu dokończyć zdania. Wyglądał na zamyślonego. Sama nie wiem, dlaczego ale miałam chęć dowiedzieć się, czym jego głowa była tak zajęta.
- Mmm… Jesteś prawiczkiem? – Zapytał z szerokim uśmiechem. Onew i Minho parsknęli śmiechem. Spodziewałam się, jaką usłyszymy wszyscy odpowiedz.
- Tak. – Powiedział i wziął w dłoń butelkę. Wszyscy zamilkli. Otworzyłam szeroko oczy w zdziwieniu. Byłam pewna, że odpowie coś innego. Chłopak zakręcił butelką. Padło na mnie. No tak, moje szczęście już dawno nie dawało o sobie znać.
- Pytanie czy wyzwanie? – Zapytał patrząc na mnie z grobową miną. Pięć par oczu wierciło mnie wyczekującym wzrokiem.
- Pytanie. – Zdecydowanie to było najbezpieczniejsze wyjście, nie wiadomo, co temu palantowi przyszłoby do głowy. Na jego usta wpłynął chamski uśmieszek, którego tak nie cierpiałam.
- Podoba ci się ktoś z naszej piątki? - Zamarłam. Byłam w rozterce, skłamać, czy powiedzieć prawdę? Spojrzałam w oczy Onew. „Jezu nie powiem tego.” Serce mocniej mi zabiło. Znów mój wzrok powędrował na Jonghyuna. Przypomniałam sobie wczorajsze zdarzenie. Biorąc butelkę do ręki odpowiedziałam.
- Tak. – Wszyscy zrobili zdziwione miny. Ja w myślach błagałam żeby moje policzki nie pokryły się różem. Pokręciłam szklanym przedmiotem. Boże, dlaczego nie byłam w stanie zwyczajnie skłamać? Oby nie wzięli sobie tego do serca. Wybieranie pytania w tej grze jak dla mnie zupełnie już odpada, nie chcę usłyszeć tego głupiego słowa – Kto?
- Pytanie czy wyzwanie? – Tae, na którego wypadło patrzył na mnie zupełnie nieobecnym wzrokiem. Lekko potrząsnął głową jakby wracając do rzeczywistości i uśmiechnął się zawadiacko.
- Wyzwanie!
- Zatańcz coś. – Zaskoczył mnie tym, że nie miał nic, przeciwko, ale nie bardziej niż tym, jaki był świetny. Zatańczył jakiś prosty króciutki układ i usiadł widocznie zadowolony z siebie.
- To było… Niesamowite, uczysz się tańczyć?
- Tak, jestem samoukiem. Uwielbiam to robić. – Wyszczerzył się chwytając za butelkę.
Graliśmy jeszcze około 10 minut, pytania i zadania robiły się coraz dziwniejsze, przez co coraz zabawniejsze. Już dawno tak dobrze się nie bawiłam, pomyśleć jak złe zdanie miałam na ich temat! No tak, ja i mój spaczony mózg.
- Onew, hm… - Taemin zwęził oczy w małe szparki i intensywnie myśląc przyglądał się liderowi. Rudzielec wymyślał kosmiczne rzeczy, więc jeśli Onew wylądowałby na drzewie zwisając głową w dół nie byłabym nawet trochę zdziwiona.
- Pocałuj YeJin w policzek. – Zamarłam i jak zwykle się zarumieniłam. Widziałam jak Jonghyun z niedowierzaniem patrzy do na mnie to na Onew.
- No, Onew dajesz. – Odezwał się Key popychając chłopaka w moją stronę. Ten z lekką niepewnością zbliżył się do mnie i przymykając oczy złożył na moim policzku motyli pocałunek.
- Uuuu… YeJin czyżby to Onew był obiektem twoich westchnień? – Jak przez grubą ścianę ledwie usłyszałam kpiący głos kolorowo-włosego.



Szłam w kierunku domu w ślimaczym tempie, powłócząc nogami po chodniku. Nie czułam nic konkretnego, a jednocześnie różne emocje wydawały się rozsadzać mnie od środka. Przygryzłam wargę. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Niby powinnam, ale jakoś nie byłam Taeminowi wdzięczna za tamto zdarzenie. Jeszcze Key… Dlaczego musiał to powiedzieć? Nie chciałam, żeby to wyszło na jaw w tak szczeniacki sposób. Ukryłam twarz w dłoniach i usiadłam na ławeczce kawałek od szkolnego budynku.
- AISH! – Syknęłam cicho.
- Dlaczego na mnie nie zaczekałaś? – Usłyszałam lekko zdenerwowany głos. Podniosłam głowę. – Już po jednym dniu nauki ci się zbrzydło? – Blondyn patrzył na mnie z wyrzutem.
- A kto powiedział, że w ogóle mi się to podobało? – Zmarszczyłam brwi. „Głupi arogant.”
- Nie ważne chodźmy już. – Powiedział i ruszył w stronę mojego osiedla.
Cała droga zeszła szybko i w milczeniu. Naprawdę nie miałam dzisiaj najmniejszej ochoty siedzieć z nim i wkuwać matmę. Głównym planem, który legł w gruzach było obejrzenie do końca jednej z sześciu dram, których nie skończyłam. Tak, cała ja słabo mi wychodzi oglądanie czegokolwiek do końca.
- Idz do mojego pokoju ja nam naleje soku. – Rzuciłam do niego idąc do kuchni. Posłusznie wdrapał się po schodach na górę. Wzięłam z barku dwie szklanki i nalałam do nich pomarańczowego, gęstego płynu.
Ciekawe, co wtedy pomyślał Onew?... Pewnie był zniesmaczony, pomyślał, że jestem jak każda inna… Co jeśli powie to wszystkim i będzie się ze mnie nabijał? Nie… On taki nie jest… A może uda, że tego nie słyszał? Zignoruje to? Chciałabym chyba żeby właśnie tak się stało.
- YeJin zgubiłaś się tam? – Z zamyśleń wyrwał mnie głos Jonghyuna. Szybko chwyciłam za szklanki i poszłam do mojego pokoju. Uchyliłam drzwi. Chłopak siedział po turecku i trzymał w dłoniach maskotkę dinozaura, którą dostałam od „tajemniczego wielbiciela”. Długo się nie zastanawiając wparowałam jak burza do środka i zabrałam mu to z rąk.
- Co jest? – Zapytał zaskoczony, kiedy odkładałam go na półkę nad łóżkiem.
- Nie dotyka się cudzych rzeczy. – Mruknęłam siadając naprzeciw niego i podałam mu sok.
- Dostałaś to od chłopaka, że tak się przejęłaś? – Parsknął.
- Od przyjaciela. Z czym dzisiaj ci pomóc? – Chciałam jak najszybciej zmienić temat, nie zamierzałam mu się z niczego zwierzać. Bez słowa podał mi zeszyt otwarty na jednym z tematów. Szybko przestudiowałam zadania, które nota bene były proste jak drut, po czym zaczęłam wszystko mu tłumaczyć. Uważałam się za kiepskiego nauczyciela, no na pewno gorszego od nauczyciela z matematyki, więc zdziwiło mnie to, że tak naprawdę ani jednej rzeczy nie musiałam mu powtórzyć drugi raz. Wszystko łapał od razu.
- Jonghyun, co ty masz z matmy?
- Trzy. – Odpowiedział robiąc jedno z zadań. Postanowiłam dalej nie dociekać. Albo ja byłam geniuszem w nauczaniu, albo on olewał lekcje.

Mijała już druga godzina, międzyczasie puściłam jakieś stare piosenki z laptopa rodziców, wypiliśmy dwa kartony soku pomarańczowego i zaczynaliśmy trzecią paczkę Pocky. Chyba po raz pierwszy nie przeszkadzało mi, że ktoś mi je wyjadał. Niby zwykłe paluszki w czekoladzie, a tak łatwo się od nich uzależniłam.
- Dobrze? – Zapytał, a właściwie stwierdził, z pewnością w głosie.
- Znowu dobrze. – Westchnęłam.
- I co? A mówiłaś, że tego nie rozwiążę. – Zawadiacko szturchnął mnie w ramię. Zaśmiałam się oddając mu odrobinę mocniej.
- Tak dobrze ci wytłumaczyłam, że rozwiązałeś.
- Noo pewnie, pani nauczycielko. – Wyszczerzył się. Odpowiedziałam mu tym samym. Chwyciłam za szklankę i upiłam łyk napoju.
- YeJin… - Po chwili spuścił wzrok, na jego twarzy malowała się konsternacja.
- Hmm?
- Naprawdę to Onew ci się podoba? – Spojrzał na mnie. W jego oczach nie było nic prócz smutku i niepewności. Zatkało mnie.
- C-Co? – Zbliżył się do mnie na odległość niewiele większą niż dłoń. Delikatnie otworzyłam usta. Nie miałam pojęcia, co robić. Jego dłonie powoli ujęły moją buzię. Jego brązowe oczy błądziły po całej mojej twarzy. Kciuk delikatnie gładził mój policzek. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek jednak…. Poczułam jego usta na moich. Zawirowało mi w głowie. Muskał wargami moje, przyciskając do siebie mocniej. Chciałam go odepchnąć i chciałam go przytulić. Dwa skrajne uczucie zupełnie mną poniewierały. Spokojnie odsunął się ode mnie i ujął w ramiona.

- YeJin... Dlaczego to nie mogę być ja?



wtorek, 16 lipca 2013

Pomocy!!! ~Suzy

A więc...mam dylemat. Chciałam zacząć nowe opowiadanie, i mam już nawet kilka pomysłów (ale nie wiem czy coś się nada ) :)
Problem w tym, że nie wiem czy podoba wam się taki klimat w jakim pisałam dotychczas (te walki w klatkach, gangi itp) :D Na prawdę nie wiem czemu większość moich pomysłów wiąże się właśnie z tym, iale jakoś wygodnie mi się to pisze ^^ A nawet jeśli nie, to i tak wyjdzie z tego jakieś dramatyczne coś :P
Chciałam napisać coś takiego słit i w ogóle, ale po pierwsze zanim wymyśliłabym do tego fabułę to minęłoby z pięć lat, a poza tym większość byłaby taka przesłodzona, nudna i zwykła a tego nie chcę (mimo że pewnie kiedyś jeszcze napiszę coś takiego *.* )
No więc co o tym myślicie? Bo ja już nie mam pojęcia co robić.
Aha, i jeszcze jedno :D Wolicie yaoi, czy tym razem normalne opo? :)
Ostatnio przeczytałam moje Banglo i dostałam załamania nerwowego bo tak bardzo to zepsułam :c Chyba trochę się pospieszyłam i za szybko wszystko się działo...Aish, wiedziałam że coś było nie tak -.- 







                                                                                                                          ~Suzy

niedziela, 23 czerwca 2013

Banglo - Rozdział 10 ~Suzy

Miłego czytania! <3 

-Hyung...? -Odezwałem się, gdy oboje usiedliśmy na sofie w ogromnym salonie. Kiedy ściągnął coś, co chyba służyło mu za kurtkę, zobaczyłem że stracił przynajmniej pięć kilo. Koszulka, którą na sobie miał na nim wisiała a ręce były dziwnie kościste.
-Tak?
Dlaczego wydawał się dla mnie taki obcy? Mimo że widziałem go, słyszałem jego głos....dlaczego ciągle czułem się jakby wcale go nie było?
-Bądź ze mną szczery. -Poprosiłem.
Milczał, ale po jego minie wyczytałem że miałem kontynuować.
-Kim ja dla ciebie jestem? -Musiałem zadać mu to pytanie. Moje ciało aż wyło żeby się do niego przytulić, pocałować ale nie wiedziałem czy mam jeszcze do tego prawo.
To pytanie chyba trochę go speszyło, bo nagle odwrócił wzrok.
-Dlaczego tak nagle o to...
-Odpowiedz mi, proszę. -Powiedziałem spokojnie.
-Przecież wiesz...
Pokręciłem głową, nie dając mu szansy dokończyć.
-Nie wiem. Minęło tyle czasu, tyle rzeczy się wydarzyło...
-Zelo. -Mówiąc moje imię przysunął się do mnie i złapał mnie za rękę. -Czy gdybym nic do ciebie nie czuł, robiłbym te wszystkie idiotyczne rzeczy? Ryzykowałbym tyle, żeby tylko cię uratować?
Tym razem ja spojrzałem gdzie indziej.
Mimo tego i tak ciągle biłem się z myślami. Więc...
-Dlaczego nie zostałeś ze mną w szpitalu? -Dokończyłem swoje pytanie na głos, czując jak łzy zbierają mi się do oczu.
Słyszałem już mniej więcej co się stało od chłopaków, ale oni nie wiedzieli co myślał, nie znali jego motywów.
-Ja...nie mogłem na ciebie patrzeć. Takiego słabego, prawie nieżywego. Za każdym razem kiedy wchodziłem do sali w której leżałeś, kończyłem na podłodze rozhisteryzowany. Wolałem mieć jeszcze ten cień nadziei, dlatego zerwałem z wami wszystkie kontakty. Bałem się że pewnego dnia ktoś do mnie zadzwoni i powie że odszedłeś. Nie zniósłbym tego. Nie mógłbym spojrzeć...na twoje martwe ciało. Przez ten cały czas...modliłem się, błagałem, żebyś tylko żył. Żebym znów mógł cię zobaczyć. Teraz wydaje mi się to głupie, ale wtedy nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić.
-Więc dlaczego tak nagle wróciłeś?
Uśmiechnął się smutno.
-W końcu ta niewiedza zaczęła mnie dobijać. Uspokoiłem się trochę, wszystko przemyślałem. Zacząłem tęsknić za Koreą, za zespołem, za tobą. Postanowiłem, że wrócę cokolwiek by się stało. Zajęło mi to trochę czasu, ale spakowałem się i przyjechałem.
Nie wiem kiedy ale zacząłem płakać. Właściwie bardziej przypominało to chlipanie małego, bezbronnego dziecka.
-Ja...kiedy obudziłem się w szpitalu, nigdzie cię nie było...-Musiałem na chwilę przerwać, żeby złapać oddech.-Czułem się tak okropnie, nie wiedziałem czy żyjesz...a później myślałem że mnie zostawiłeś. Nie odzywałeś się do nikogo przez ten cały czas...
-Zelo...kochanie...słoneczko...-Objął mnie ramionami, a ja tak jak kiedyś położyłem głowę na wgłębieniu pod jego szyją. W jego głosie było słychać niedowierzanie -Jak mógłbym cię zostawić?
-Tyle przeze mnie przeżyłeś...sam o mało co nie zginąłeś...
-To nie ma większego znaczenia. Ważne że ty jesteś cały.
Miałem ochotę parsknąć. Nie wiedziałem czy udawał, czy serio był takim idiotą.
Przekręciłem się tak, żeby patrzeć na jego twarz, i pocałowałem go. Jego usta tak jak kiedyś były ciepłe i miękkie. Tęskniłem za nimi.
Chwycił moją twarz w dłonie i pogłębił pocałunek. Zarzuciłem ręce na jego szyję kiedy poczułem jego język w swoich ustach. Po chwili jego dłoń delikatnie zaczęła jeździć po moich plecach, rysując jakieś wzorki i ciarki przeszły po moim ciele kiedy włożył ją pod koszulkę. Lekko drgnąłem, i chyba to zauważył bo odsunął się na chwilę.
-Mam przestać? -Zapytał zmartwiony, ale zauważyłem smutek i nutę pożądania w jego oczach. Jak niby miałem mu odmówić, kiedy on tak na mnie patrzył?
-Żartujesz?
Uśmiechnąłem się niepewnie i znowu go pocałowałem. Nie zaprotestował i wręcz przeciwnie, wziął mnie na  kolana. Powoli ściągnął moją koszulkę, chcąc jeszcze raz upewnić się czy aby na pewno nie miałem nic przeciwko.
Chwyciłem go za rękę i wstałem, prowadząc go do mojego pokoju. Zanim tam doszliśmy, rzucił mnie na ścianę i zaczął całować. Uczucie było niesamowite, mógłbym tak przez cały dzień. Zacząłem rozpinać pasek jego spodni, ale szło mi nieco opornie. Yong Guk starał się to ignorować, ale nagle wybuchł śmiechem.
Kiedy zobaczył moją zmieszaną minę zaczął śmiać się jeszcze bardziej, zginając się w pół.
Lekko zirytowany odepchnąłem go od siebie i poszedłem do pokoju szybkim krokiem, ale na moje usta również cisnął się uśmiech, od którego ledwo się wybroniłem. Rzuciłem się na moje łóżko, kładąc się na boku. Po kilku sekundach chłopak z poważną miną wkroczył do pokoju. Nie trwało to długo, bo kiedy na mnie spojrzał, znów zaczął uśmiechać się jak debil. Położył się koło mnie, czekając na moją reakcję.
-Wszystko zniszczyłeś. -Mruknąłem.
-Mhm...czyli nie chcesz tego? -Zapytał, całując mnie w policzek. -I tego? -Lekko ugryzł mnie w ucho, od czego niemal nie jęknąłem z rozkoszy. Niech on mi tego nie robi. Pomyślałem. -I...tego? -Przeszedł trochę niżej i pocałował moją szyję, rękami błądząc po moim torsie. Przez cały czas walczyłem ze sobą, żeby tylko zachować grobową minę.
-No dobra...-Zacząłem, starając się nie zacząć dyszeć. -Tym razem ci wybaczę.
-Jakiś ty...hojny. -Zamruczał, i zręcznie rozpiął moje spodnie jedną ręką. Uśmiechnął się. -Tak to się robi. -Wyszeptał.
-Oh przepraszam, nie mam tyle wprawy co ty.
-Nie chodzi o wprawę. Z tym się trzeba urodzić.
-Krety`n.
Znowu zaśmiał się melodyjnie i mnie pocałował. Tym razem zrobił to trochę szybciej, namiętniej.
Na szczęście potrafiłem ściągnąć jego koszulkę bez większych problemów. Mimo to, i tak się uśmiechał.
Bałem się wrócić do jego paska, ale wyręczył mnie i sam rozpiął spodnie, wybawiając mnie tym od niepotrzebnego upokorzenia.
Zacisnąłem zęby kiedy włożył rękę pod moje bokserki. Jeszcze nie teraz, Zelo, nie ekscytuj się tak, poczekaj...
Żeby zająć się czymś innym, zsunąłem jego jeansy do końca i rzuciłem je gdzieś na ziemię. Mimo że jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem go zupełnie nagiego, widziałem że jego ciało się zmieniło. Czy na prawdę tak się katował, myśląc że nie żyję? Tyle razy zapewniał mnie o swojej miłości, ale nie mogłem mu uwierzyć.
Czy ja w ogóle wierzyłem w prawdziwą miłość? Nie byłem pewien. Kochałem go, ale...jak długo to potrwa? Przecież obaj jesteśmy facetami, w dodatku sławnymi. Wszyscy zawsze nas obserwują, chodząc za nami krok w krok.
Moje rozmyślania przerwała dłoń Yong Guk'a na moim kroczu. Nawet nie zauważyłem kiedy pozbył się reszty mojej garderoby. Oboje byliśmy już nadzy, ale nie czułem się dziwnie, ani nie byłem zażenowany. To wydawało się takie...naturalne.
Kilkanaście sekund później oboje byliśmy już podnieceni i daliśmy się ponieść chwili. Kiedy ja bawiłem się jego sutkami, on cały czas energicznie zadowalał mnie ręką, a ja wzdychałem cicho i pojękiwałem co jakiś czas.
-Hyung! -Krzyknąłem, kiedy w końcu doszedłem. Najwyraźniej z siebie dumny, uśmiechnął się promiennie i cmoknął mnie w usta, po czym delikatnie odwrócił mnie na brzuch. Wiedziałem co się szykuje, ale mi to nie przeszkadzało. Już raz...to przeżyłem, ale wiedziałem że tym razem będzie inaczej. Dotyk Yong Guk'a był inny, przyjemny...obchodził się ze mną tak jakbym był zrobiony z cukru, i mógłbym rozpaść się w każdej chwili. Chcąc przyzwyczaić moje ciało do tego co zaraz miało nastąpić, najpierw użył swoich dwóch palców. Nie poczułem bólu kiedy we mnie wszedł, ale oblało mnie nagłe gorąco, i oboje jęknęliśmy w tym samym czasie. Zaczął poruszać się, z każdym ruchem cicho dysząc. Ja...sam nie wiem jak opisać to uczucie. W każdym razie to było niesamowite. Kilka razy zacisnąłem swoje pośladki, doprowadzając mojego hyunga do jęczenia jeszcze głośniej. Niedługo po tym, oboje byliśmy wyczerpani i opadliśmy na poduszki.
Yong Guk przytulił mnie do swojej nagiej piersi, głaskając mnie po włosach.
-Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało. -Szepnął mi do ucha, muskając je swoim nosem.
-Tak tak, już nie próbuj mnie tak czarować, bo jeszcze się zakocham czy coś. -Mruknąłem z uśmiechem.
-Ha ha ha. Śmieszny jesteś.
-Wiem. Jak ty to powiedziałeś? Z tym trzeba się urodzić.
-Mówię poważnie. Raz w życiu chcę ci coś wyznać a ty się ze mnie nabijasz.
-Przepraszam, Hyuuuuuung. -Wymruczałem.
-Myślisz że to nadal na mnie działa?
-A nie?
-....
-Oh, hyung, słaby jesteś. Jedno mruknięcie i już jesteś mój. Za niedługo będę mógł cię w pełni kontrolować.
-Nie prawda! Zaprotestował słodko marszcząc brwi.
Zaśmiałem się, całując go w usta.
-Gdzie ty w ogóle byłeś przez ten cały czas, co?
-Głównie we Włoszech.
-Przecież nie lubisz Włoch. -Zdziwiłem się.
-Dlatego nikt by mnie tam nie szukał...czekaj...kiedy wracają chłopaki?
-Cholera, zapomniałem. Chyba jutro rano.
Westchnął cicho.
-Mogliby przedłużyć sobie trochę ten wyjazd.
-Nie stęskniłeś się za nimi? Himchan będzie skrzywdzony. -Wyrzuciłem mu, udając oburzonego.
-Wolałbym jeszcze nacieszyć się tobą.
-Przykro mi, będziesz musiał trochę poczekać na następną okazję.
-Mamy jeszcze całą noc...-Przypomniał mi z jednoznacznym uśmiechem.
Spojrzałem na niego przerażony.
-Chyba żartujesz. Ja tutaj ledwo żyję i wszystko mnie boli i...
-Wiem słonko, wiem. Żartowałem. -Zaśmiał się tym swoim zabójczo seksownym śmiechem, zwalając mnie tym z nóg, mimo że leżałem. A najlepsze jest to, o ironio, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ja dla tego śmiechu byłbym w stanie zrobić wszystko.



                                                                                                         

                                                                                                                        ~Suzy



niedziela, 9 czerwca 2013

Banglo - Rozdział 9 ~Suzy

Troszkę krótki, ale tak długo czekaliście że należy wam się chociaż tyle <3 Następny postaram się napisać szybciej :3

Nie poszedłem na pogrzeb. Nie miałem siły, ani ochoty patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy rozhisteryzowani za nim płakali. Ja już zbyt długo płakałem i zbyt często chciałem odebrać sobie życie. To ja miałem umrzeć, nie on. Przynajmniej sobie na to zasłużyłem.
Jednak nic nie mogłem zrobić. Było za późno żeby cokolwiek zmienić.
 Wolałem żyć z poczuciem winy, które przygniatało mnie każdego dnia, niż zakończyć swój żywot. Śmierć nie była dla mnie wystarczającą karą. To było zbyt proste, mało bolesne.
Nie pamiętam dokładnie co się wtedy stało...od tych wszystkich uderzeń zapomniałem. Miałem tylko krótkie przebłyski, co doprowadzało mnie do szału. Było głośno, i wszędzie unosił się dym. Później zobaczyłem jego twarz..po raz ostatni. Tylko tyle wiedziałem.
Kochałem go. Momentami może nie byłem tego świadom, albo odpychałem od siebie tą myśl, ale był pierwszą osobą którą obdarzyłem tak silnym uczuciem. To zabrzmi żałośnie, ale nadal nie wierzyłem że go nie ma. Przeze mnie zginął. A właściwie przez moją głupotę. Nie tego chciałem, ale w głębi duszy przeczuwałem że to się tak skończy. Z drugiej strony...czy on kochał mnie tak bardzo żeby zaryzykować dla mnie swoje życie? Przecież mówił że mu na mnie zależy, ale...czy to była miłość? Nawet nie wiem kiedy sprawy nabrały takiego obrotu. Jeszcze kilka miesięcy temu rzadko się do siebie odzywaliśmy, a teraz? Tak cholernie za nim tęskniłem, że czułem niemal fizyczny ból którego w żaden sposób nie mogłem się pozbyć. Jego głos, włosy pachnące świeżymi brzoskwiniami w połączeniu z wanilią, jego dotyk,  lekko zarysowana szczęka, sposób w jaki mnie przytulał i głaskał po włosach...te wszystkie rzeczy wydawały się być tak daleko, a ja rozpadałem się na kawałki z każdym dniem.

Cały zespół był załamany, niemal tak samo jak ja. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach, ale żaden z nas się nie odzywał. Przez resztę czasu siedzieliśmy w pokojach. Fani... Oni nie wiedzieli co się tak naprawdę stało. Myśleli że mieliśmy wypadek samochodowy. Nie miało to wielkiego znaczenia, bo efekt byłby taki sam. Niektórzy z nich pisali do nas, chcieli się z nami spotkać, dowiedzieć jakiś szczegółów. Inni pozamykali się w sobie, przeżywali to na własny sposób. Reszta po prostu przysyłała różne prezenty i kondolencje, mówiąc że nas wspierają.
Zawiesiliśmy swoje działanie, bo nikt dokładnie nie wiedział co się z nami stanie. Bez niego to nie byłoby to samo, nie moglibyśmy nazywać się B.A.P, którego on był dużą częścią. To było zbyt traumatyczne, i w najbliższym czasie żaden z nas nie byłby w stanie czerpać przyjemności z tego co robimy. Nasza przyszłość mogła się zmienić w bardzo krótkim czasie, ale może to i lepiej gdybyśmy się rozwiązali...wyjechałbym za granicę, gdzie mało kto by mnie rozpoznał i zaczął normalne życie. Byłoby ciężko nagle zrezygnować ze śpiewu, ale w końcu bym do tego przywykł, bo  nie wiedziałem co innego mógłbym ze sobą zrobić, i czułem się jakbym oszalał.
Ostatnio nawet zdawało mi się że go widziałem, ale zniknął gdzieś i nie potrafiłem go znaleźć.
A może to tylko wyobraźnia? Tak bardzo pragnąłem by znowu go zobaczyć, że miałem omamy?

                                                                        * * *

-Zelo! -Zelo! -Ktoś lekko szarpnął moje ramię.
Otworzyłem oczy, natychmiast je przymrużając przez ostre światło, ale zobaczyłem że twarz Himchana, który siedział koło mnie cała rozpromieniała.
-Obudziłeś się! -Krzyknął, nadal z szerokim uśmiechem i niedowierzaniem.
Zaraz...ale jak to? Nie rozumiałem co się dzieje.
Rozejrzałem się dookoła, i tak samo jak kiedyś zobaczyłem całe białe pomieszczenie i poczułem ten sterylny zapach. Moje gardło było jak pustynia, a wszystkie mięśnie obolałe.
Szpital? Przecież już dawno wyszedłem ze...
-Myślałem że nigdy się nie obudzisz. -Zwrócił się do mnie chłopak, przerywając moje przemyślenia.
-Ile...? -Zacząłem, ale zanim dokończyłem pytanie, już mi odpowiedział.
-Byłeś w śpiączce całe pięć i pół miesiąca.
Byłem w śpiączce? Przez tak długi czas? Czyli przez cały ten czas...ja...śniłem. Śniłem...czyli to wszystko było nie prawdą? Co się tak naprawdę stało? Gdzie Yong Guk? Żył?
-Boże, Zelo! -Daehyun wpadł do sali. Jego włosy były dłuższe niż zwykle, ciemnobrązowe i postawione do góry. Chyba nawet był trochę wyższy, ale może tylko mi się zdawało, bo tak długo go nie widziałem.
Natychmiast zrzucił Himchana z krzesła, i sam na nim usiadł. Chłopak spojrzał na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedział.
-Jak się czujesz? -Zapytał troskliwie, dokładnie mi się przyglądając.
-Wszystko mnie boli.
Kiwnął głową ze zrozumieniem, kiedy reszta zespołu weszła do sali. To znaczy, tylko Jong-up i Youngjae. Coraz bardziej zacząłem się denerwować. Dlaczego go tutaj nie ma? Nie przychodził mnie odwiedzać?
-Gdzie....gdzie Yong Guk hyung? -W końcu odważyłem się zadać to pytanie, na które wszyscy westchnęli.
-Wyjechał. -Odpowiedział mi Jong-Up, kiedy nikt nie palił się do odpowiedzi.
Miałem mieszane uczucia. Żył, i to było najważniejsze. Nic mu nie było, ale dlaczego wyjechał? Zrozumiał, że na byciu ze mną więcej straci niż zyska? Rozumiałem go, ale miałem nadzieję że będę w stanie zobaczyć go jeszcze raz, zapytać jak się czuje...
-Nie przejmuj się nim. -Odezwał się Youngjae, widząc moją minę. -Bardzo to przeżył. Przez pierwsze trzy dni był tak rozhisteryzowany że musieliśmy dawać mu tabletki uspokajające. No i popadł w lekką depre...
-Dość już. -Przerwał mu Jong-Up, patrząc na mnie z przerażeniem. -Dopiero się obudził, nie rzucaj w niego wszystkimi informacjami jak gdyby nigdy nic.
-Nie...-Wtrąciłem się. -Powiedzcie mi co się stało.
Daehyun znowu westchnął.
-Najpierw powinieneś trochę odpocząć.
Pokręciłem głową. Nie miałem na to czasu. Chciałem go zobaczyć.
-Dokąd wyjechał?
-No właśnie w tym problem. Nikt nie wie. -Wyszeptał Himchan, patrząc w podłogę.
-Słucham? Jak to nie wiecie?
-Nie chciał nam powiedzieć...powiedział tylko że potrzebuje przez jakiś czas być sam i nie chce żeby ktoś go znalazł.
-A kontaktował się z wami? -Dopytywałem ich niespokojnie.
-Tylko raz...

                                                                        * * *

Minął kolejny miesiąc odkąd wyszedłem ze szpitala. I wciąż nic. Nie odpisywał na maile, nie odbierał telefonu. Może po prostu nie chciał wiadomości ode mnie? Może na mnie nie czekał, tylko czuł się winny że mi wtedy nie pomógł? A co jeśli on się za...nie, nie mógłby tego zrobić. Nawet nie chciałem myśleć o takiej opcji. Pewnie pojechał do Londynu, albo do Madrytu. To były jedne z jego ulubionych miejsc. Myślałem nawet żeby tam pojechać i go poszukać, ale on mógł być wszędzie. W każdej dzielnicy, w każdym hotelu...

Rozległo się pukanie do drzwi. Odkąd byłem w szpitalu, musieliśmy się przeprowadzić do innego apartamentu. Jako, że wszyscy pojechali gdzieś na weekend poszedłem otworzyć. Na początku nie chcieli zostawić mnie samego, bo bali się że zrobię coś głupiego, ale poszliśmy na kompromis i ktoś co jakiś czas przychodził zobaczyć co u mnie.
To był któryś z naszych szoferów, z bagażem. Położył go przede mną, nic nie mówiąc.
-Yyyy...?
Daehyun i Himchan znowu przesadzili z zakupami, czy szofer się do nas wprowadza...?
Mężczyzna tylko skinął głową i odszedł. Wciąż ze zdziwieniem na twarzy chciałem wyjść na zewnątrz i zobaczyć o co chodzi, kiedy z impetem wpadłem na coś twardego, w wyniku czego wpadłem na framugę drzwi. Kiedy po kilku sekundach się pozbierałem i podniosłem głowę, zobaczyłem go. Wyglądał inaczej niż go zapamiętałem. Jego włosy opadały mu na czoło, oczy były lekko podkrążone jakby długo nie spał, a ubrania...
Stał pół metra przede mną, z zszokowaną miną i trzęsącymi się dłońmi.
-Zelo...ty...żyjesz? -Wydukał w końcu z wyraźną trudnością i zaskoczeniem.
-Przecież byłem tylko w śpiączce...
Gwałtownie pokręcił głową.
-Kiedy wyjeżdżałem, umierałeś. Lekarze dawali ci tylko kilka procent szansy na to, że przeżyjesz.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. -Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, kiedy on się na mnie rzucił i przycisnął mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk, ledwo ukrywając swoją radość i podekscytowanie.
Kiedy po chwili się odsunął, spojrzał na mnie skrzywiony.
-Jesteś idiotą. -Mruknął.
-Przed chwilą cieszyłeś się że żyję, a teraz nazywasz mnie idiotą? Gdzie tu logika?
-Serio nie wiesz? Dlaczego wtedy nic mi nie powiedziałeś?
Westchnąłem.
-Na prawdę musimy teraz do tego wracać? Nawet gdybym ci powiedział, co byś zrobił?
-Nie puścił cię tam. -Powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-No właśnie. A wtedy byłoby jeszcze gorzej. -Przypomniałem mu, wchodząc do środka.
-Gorzej niż było?
-Nawet sobie nie wyobrażasz...

środa, 5 czerwca 2013

Szybka notka :3 ~Suzy

Hej!
Chciałam was bardzo przeprosić że nic się tu nie działo przez tak długi czas. Już kilka osób do mnie pisało z pytaniem kiedy będzie coś nowego. Problem w tym że Boomie ma karę aż do wakacji, i raczej do tego czasu nie będzie nic z jej strony. Ja postaram się dodać coś w ten weekend, bo ostatnio wena mnie opuściła i nawet zdania nie mogłam napisać.
W każdym razie dziękujemy za wasze komentarze i miłe opinie, dużo to dla nas znaczy :D
I wchodźcie na naszego fanpejdża (nie ma to jak dobra reklama) ^.^


~Suzy

czwartek, 16 maja 2013

Banglo - Rozdział 8 ~Suzy

Hej!! Jakoś szybko napisałam ten rozdział, co w moim przypadku jest dziwne. No ale myślę że wy będziecie zadowoleni. Już prawie koniec :)
Chciałam was tylko poprosić, żebyście polubili naszego fanpage'a , bo mamy tylko 25 lajków, z czego większość to nasi znajomi, więc głupio się czujemy jak dodajemy posty, a nikt nie odpisuje ani ich nie lubi :C Pomóżcie mi i Boomie <3 ^^ Miłego (mam nadzieję) czytania! :) 


Nie było go tam. Nikogo nie było. Dlaczego jeszcze zaczął padać ten cholerny deszcz?
Uklęknąłem na ziemi, zakrywając twarz dłońmi. W głębi duszy wiedziałem, że go nie znajdę, ale jakiś płomyk nadziei jeszcze się we mnie tlił.
Moja głowa była pełna przeróżnych myśli. Gdzie mam iść? Czy coś mu się stało? Żyje? Czy jeszcze kiedyś się do mnie uśmiechnie?
Mogli być wszędzie.
Ze łzami w oczach zacząłem chodzić po Seoul'u, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.
Minęła godzina, może dwie, ale ja czułem jakby to była wieczność.
Odwiedziłem wszystkie podejrzane, niebezpieczne i najgorsze zakątki miasta, ale to nic nie pomogło. Tylko niepotrzebnie wdałem się w bójkę jakiś małolatów, którzy chcieli ode mnie pieniędzy. Jakbym jeszcze miał czas na takie rzeczy.
Z ogromnym bólem głowy usiadłem na ławce. Nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Policja...nie, nie mogłem zadzwonić po policję. Zelo miałby przez to kłopoty...
Otarłem łzy z policzka.
Może Jong Up...on...nie, nie byłby w stanie pomóc mi w jakikolwiek sposób.
Wtedy moja nadzieja kompletnie wyparowała. Z opuszczoną głową chciałem się poddać. Powoli wstałem, i ruszyłem z powrotem.

Wtedy to zobaczyłem. Stary budynek, szczelnie zamknięty, pilnowany przez ochroniarzy i dużo hałasu. Nie byłem pewien czy to to, ale nie miałem nic do stracenia. Zatrzymałem się na chwilę żeby ochłonąć, otrzeć łzy i wyglądać na kogoś w normalnym stanie. Podszedłem do strażników pewny siebie, z podniesioną głową. Opuściłem kaptur. Modliłem się tylko, by mnie nie znali.
Jeden z nich chwycił mnie za ramię. Moja twarz pozostała niewzruszona, mimo że serce odrobinę przyspieszyło.
-Czego chcesz? -Zapytał niskim głosem, lekko mną potrząsając, zapewne z zamiarem przestraszenia mnie.
Byłem zbyt zdeterminowany żeby tam wejść, by spanikować w takim momencie.
-Oszaleliście? Postawiłem dużo kasy na szczeniaka. -Warknąłem, patrząc mu w oczy. -Wpuścicie mnie w końcu?
Zapadła cisza. Źle trafiłem? Całkiem możliwe, ale jakoś zbytnio się tym nie przejąłem. Nie bardzo obchodziło mnie co się ze mną stanie.
Drugi mężczyzna spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami, ale w końcu kiwnął głową i otworzył przede mną drzwi.
Na początku prawie nic nie widziałem przez dym papierosowy, który unosił się wszędzie. Zakręciło mi się w głowie, ale po chwili już się przyzwyczaiłem. Ruszyłem w głąb sali przepychając się przez tłum ludzi, ale starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Dla pewności znów założyłem kaptur. Hałas pogorszył mój ból głowy do tego stopnia, że musiałem się zatrzymać. Ludzie w okół mnie rozmawiali, śmiali się i krzyczeli coś jak gdyby nigdy nic. Momentami nawet klaskali, i wymieniali się banknotami pieniędzy.
Kobiety też tam były. Obrzydliwe.
Minęło jeszcze trochę czasu zanim znalazłem to, czego szukałem.
Na środku sali stała ogromna, czarna, stalowa klatka. Uwaga wszystkich była skupiona właśnie na niej.
Od razu zauważyłem że jest tylko jedno wyjście...wyjście które było zamknięte na kłódkę. Mężczyźni, którzy stali w środku mieli na sobie tylko spodnie i owinięte bandażami dłonie. Tylko gdzie był Zelo? Czy on już....? Nie, to niemożliwe.
Rozpaczliwie doszedłem na sam przód, stając bezpośrednio pod klatką. Poczułem panikę. Gdzie on był? Przecież ci mężczyźni...
Spojrzałem w ich stronę jeszcze raz. Dopiero po minucie lub dwóch zorientowałem się, że to on. Jego włosy kleiły się od krwi i potu, a twarz była spuchnięta. W jego oczach nie było gniewu. Tylko skupienie, i może strach. Ten słodki chłopak którego znałem, na którym tak mi zależało...to nie był on.
Mój oddech przyśpieszył, i łzy znowu zebrały się w moich oczach. Jak miałem mu pomóc?
Poczułem niemal fizyczny ból, kiedy dostał w twarz. Raz, drugi, później w brzuch.
No broń się! Pomyślałem, albo krzyknąłem. Sam już nie wiem.
Kurczowo chwyciłem się prętów klatki. Na szczęście Zelo pozostał dłużny na długo. Również zadał mu kilka ciosów. Jedyny problem polegał na tym, że jego przeciwnik był starszy, większy i silniejszy, mimo że niższy. Nie byłem pewien czy to dawało mu jakąkolwiek przewagę czy wręcz przeciwnie. Jego łuk brwiowy był przecięty, przez co niemal nie widział na lewe oko, które zalewało się krwią. Mimo to nadal atakował.
Widać było że oboje byli wykończeni. Pot spływał po nich litrami. Przez ile już walczyli?
Rozejrzałem się dookoła, i podbiegłem w stronę pobliskiego stolika.
-Musisz to zatrzymać! -Krzyknąłem do lidera grupy, którego spotkaliśmy kilka dni wcześniej.
Na jego twarzy znów pojawił się ten straszny uśmiech, który śnił mi się po nocach.
-A właśnie zastanawiałem się gdzie jesteś. Wiesz, masz dobre poczucie czasu. Zawsze zjawiasz się w najlepszych momentach.
-Nie ma czasu! On tam zginie! -Ignorując jego wypowiedź, starałem się brzmieć przekonująco.
-Nie mogę nic zrobić. To wbrew zasadom.
-Tutaj nie ma żadnych zasad! -Warknąłem.
-Haha! No właśnie! I dlatego to jest takie interesujące. -Zaśmiał się tak, że ciarki przeszły mi po plecach.
-On nie może umrzeć! -Jęknąłem bezradnie, z błagającym wzrokiem.
-A to dlaczego? Jest jak każdy inny człowiek. Nie ma większego znaczenia.
-Nie! Nie dla mnie!
Usłyszałem nagłe oklaski i gwizdy w okół mnie. Nie chciałem się obracać. Było coraz mniej czasu.
Mężczyzna nadal z uśmiechem na twarzy, przyglądał mi się pytająco.
-On...jest dla mnie zbyt ważny. Nie mogę go ta zostawić. Proszę...zrobię co chcesz.
-Historia lubi się powtarzać, co? Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. -Powiedział sarkastycznie. Widać było że czerpał z tego więcej niż tylko przyjemność.

Wróciłem  z powrotem pod klatkę. Nie wyglądało to najlepiej. Twarz maknae wyglądała jeszcze gorzej, i był cały zakrwawiony. Ledwo utrzymywał się na nogach, ale wciąż próbował walczyć. Jego przeciwnik był w lepszym stanie, ale było po nim widać że tylko udaje twardego.
Serce stanęło mi w sekundzie, kiedy Zelo upadł na kolana.

To koniec? Będę musiał patrzeć na jego śmierć?
Miałem ochotę stamtąd wybiec, a najlepiej z nim na plecach. Jednak nie mogłem. Nie miałem jak. Klatka była zamknięta. I to zmieni się tylko wtedy, kiedy jeden z nich zemdleje....albo zostanie zabity. 

Nie mogłem nic zrobić. Bezradność, to uczucie którego tak nienawidzę, stało się intensywniejsze niż kiedykolwiek.
W pewnym momencie spojrzał prosto na mnie. W tak krótkim czasie przez jego twarz przewinęło się wiele uczuć. Zaskoczenie, wstyd, zmartwienie...
Na końcu, krwawiącymi ustami uśmiechnął się do mnie zanim dostał ostatni cios w głowę i upadł twarzą w dół z bezwładnym ciałem.
W sali zrobiło się jeszcze głośniej.
-NIEE! -Krzyknąłem zrozpaczony. Moje serce się rozpadło. Właściwie to poczułem się, jakby w ogóle już go tam nie było. Moje łzy nie przestawały płynąć, i nic już nie widziałem. Było tak...pusto. Nie pamiętam co zrobiłem. Czy stałem tam bez ruchu, czy miotałem się po podłodze...to nie było takie ważne. Ważne było to, że chłopak którego kochałem całym moim sercem, najprawdopodobniej nie żył.
Po chwili poczułem tylko gwałtowny i ostry ból z tyłu głowy, kiedy ktoś uderzył mnie czymś twardym. Może to nawet lepiej, przynajmniej nie musiałem dłużej przeżywać tych katuszy.
Później zemdlałem i była tylko ciemność...