czwartek, 16 maja 2013

Banglo - Rozdział 8 ~Suzy

Hej!! Jakoś szybko napisałam ten rozdział, co w moim przypadku jest dziwne. No ale myślę że wy będziecie zadowoleni. Już prawie koniec :)
Chciałam was tylko poprosić, żebyście polubili naszego fanpage'a , bo mamy tylko 25 lajków, z czego większość to nasi znajomi, więc głupio się czujemy jak dodajemy posty, a nikt nie odpisuje ani ich nie lubi :C Pomóżcie mi i Boomie <3 ^^ Miłego (mam nadzieję) czytania! :) 


Nie było go tam. Nikogo nie było. Dlaczego jeszcze zaczął padać ten cholerny deszcz?
Uklęknąłem na ziemi, zakrywając twarz dłońmi. W głębi duszy wiedziałem, że go nie znajdę, ale jakiś płomyk nadziei jeszcze się we mnie tlił.
Moja głowa była pełna przeróżnych myśli. Gdzie mam iść? Czy coś mu się stało? Żyje? Czy jeszcze kiedyś się do mnie uśmiechnie?
Mogli być wszędzie.
Ze łzami w oczach zacząłem chodzić po Seoul'u, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.
Minęła godzina, może dwie, ale ja czułem jakby to była wieczność.
Odwiedziłem wszystkie podejrzane, niebezpieczne i najgorsze zakątki miasta, ale to nic nie pomogło. Tylko niepotrzebnie wdałem się w bójkę jakiś małolatów, którzy chcieli ode mnie pieniędzy. Jakbym jeszcze miał czas na takie rzeczy.
Z ogromnym bólem głowy usiadłem na ławce. Nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Policja...nie, nie mogłem zadzwonić po policję. Zelo miałby przez to kłopoty...
Otarłem łzy z policzka.
Może Jong Up...on...nie, nie byłby w stanie pomóc mi w jakikolwiek sposób.
Wtedy moja nadzieja kompletnie wyparowała. Z opuszczoną głową chciałem się poddać. Powoli wstałem, i ruszyłem z powrotem.

Wtedy to zobaczyłem. Stary budynek, szczelnie zamknięty, pilnowany przez ochroniarzy i dużo hałasu. Nie byłem pewien czy to to, ale nie miałem nic do stracenia. Zatrzymałem się na chwilę żeby ochłonąć, otrzeć łzy i wyglądać na kogoś w normalnym stanie. Podszedłem do strażników pewny siebie, z podniesioną głową. Opuściłem kaptur. Modliłem się tylko, by mnie nie znali.
Jeden z nich chwycił mnie za ramię. Moja twarz pozostała niewzruszona, mimo że serce odrobinę przyspieszyło.
-Czego chcesz? -Zapytał niskim głosem, lekko mną potrząsając, zapewne z zamiarem przestraszenia mnie.
Byłem zbyt zdeterminowany żeby tam wejść, by spanikować w takim momencie.
-Oszaleliście? Postawiłem dużo kasy na szczeniaka. -Warknąłem, patrząc mu w oczy. -Wpuścicie mnie w końcu?
Zapadła cisza. Źle trafiłem? Całkiem możliwe, ale jakoś zbytnio się tym nie przejąłem. Nie bardzo obchodziło mnie co się ze mną stanie.
Drugi mężczyzna spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami, ale w końcu kiwnął głową i otworzył przede mną drzwi.
Na początku prawie nic nie widziałem przez dym papierosowy, który unosił się wszędzie. Zakręciło mi się w głowie, ale po chwili już się przyzwyczaiłem. Ruszyłem w głąb sali przepychając się przez tłum ludzi, ale starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Dla pewności znów założyłem kaptur. Hałas pogorszył mój ból głowy do tego stopnia, że musiałem się zatrzymać. Ludzie w okół mnie rozmawiali, śmiali się i krzyczeli coś jak gdyby nigdy nic. Momentami nawet klaskali, i wymieniali się banknotami pieniędzy.
Kobiety też tam były. Obrzydliwe.
Minęło jeszcze trochę czasu zanim znalazłem to, czego szukałem.
Na środku sali stała ogromna, czarna, stalowa klatka. Uwaga wszystkich była skupiona właśnie na niej.
Od razu zauważyłem że jest tylko jedno wyjście...wyjście które było zamknięte na kłódkę. Mężczyźni, którzy stali w środku mieli na sobie tylko spodnie i owinięte bandażami dłonie. Tylko gdzie był Zelo? Czy on już....? Nie, to niemożliwe.
Rozpaczliwie doszedłem na sam przód, stając bezpośrednio pod klatką. Poczułem panikę. Gdzie on był? Przecież ci mężczyźni...
Spojrzałem w ich stronę jeszcze raz. Dopiero po minucie lub dwóch zorientowałem się, że to on. Jego włosy kleiły się od krwi i potu, a twarz była spuchnięta. W jego oczach nie było gniewu. Tylko skupienie, i może strach. Ten słodki chłopak którego znałem, na którym tak mi zależało...to nie był on.
Mój oddech przyśpieszył, i łzy znowu zebrały się w moich oczach. Jak miałem mu pomóc?
Poczułem niemal fizyczny ból, kiedy dostał w twarz. Raz, drugi, później w brzuch.
No broń się! Pomyślałem, albo krzyknąłem. Sam już nie wiem.
Kurczowo chwyciłem się prętów klatki. Na szczęście Zelo pozostał dłużny na długo. Również zadał mu kilka ciosów. Jedyny problem polegał na tym, że jego przeciwnik był starszy, większy i silniejszy, mimo że niższy. Nie byłem pewien czy to dawało mu jakąkolwiek przewagę czy wręcz przeciwnie. Jego łuk brwiowy był przecięty, przez co niemal nie widział na lewe oko, które zalewało się krwią. Mimo to nadal atakował.
Widać było że oboje byli wykończeni. Pot spływał po nich litrami. Przez ile już walczyli?
Rozejrzałem się dookoła, i podbiegłem w stronę pobliskiego stolika.
-Musisz to zatrzymać! -Krzyknąłem do lidera grupy, którego spotkaliśmy kilka dni wcześniej.
Na jego twarzy znów pojawił się ten straszny uśmiech, który śnił mi się po nocach.
-A właśnie zastanawiałem się gdzie jesteś. Wiesz, masz dobre poczucie czasu. Zawsze zjawiasz się w najlepszych momentach.
-Nie ma czasu! On tam zginie! -Ignorując jego wypowiedź, starałem się brzmieć przekonująco.
-Nie mogę nic zrobić. To wbrew zasadom.
-Tutaj nie ma żadnych zasad! -Warknąłem.
-Haha! No właśnie! I dlatego to jest takie interesujące. -Zaśmiał się tak, że ciarki przeszły mi po plecach.
-On nie może umrzeć! -Jęknąłem bezradnie, z błagającym wzrokiem.
-A to dlaczego? Jest jak każdy inny człowiek. Nie ma większego znaczenia.
-Nie! Nie dla mnie!
Usłyszałem nagłe oklaski i gwizdy w okół mnie. Nie chciałem się obracać. Było coraz mniej czasu.
Mężczyzna nadal z uśmiechem na twarzy, przyglądał mi się pytająco.
-On...jest dla mnie zbyt ważny. Nie mogę go ta zostawić. Proszę...zrobię co chcesz.
-Historia lubi się powtarzać, co? Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. -Powiedział sarkastycznie. Widać było że czerpał z tego więcej niż tylko przyjemność.

Wróciłem  z powrotem pod klatkę. Nie wyglądało to najlepiej. Twarz maknae wyglądała jeszcze gorzej, i był cały zakrwawiony. Ledwo utrzymywał się na nogach, ale wciąż próbował walczyć. Jego przeciwnik był w lepszym stanie, ale było po nim widać że tylko udaje twardego.
Serce stanęło mi w sekundzie, kiedy Zelo upadł na kolana.

To koniec? Będę musiał patrzeć na jego śmierć?
Miałem ochotę stamtąd wybiec, a najlepiej z nim na plecach. Jednak nie mogłem. Nie miałem jak. Klatka była zamknięta. I to zmieni się tylko wtedy, kiedy jeden z nich zemdleje....albo zostanie zabity. 

Nie mogłem nic zrobić. Bezradność, to uczucie którego tak nienawidzę, stało się intensywniejsze niż kiedykolwiek.
W pewnym momencie spojrzał prosto na mnie. W tak krótkim czasie przez jego twarz przewinęło się wiele uczuć. Zaskoczenie, wstyd, zmartwienie...
Na końcu, krwawiącymi ustami uśmiechnął się do mnie zanim dostał ostatni cios w głowę i upadł twarzą w dół z bezwładnym ciałem.
W sali zrobiło się jeszcze głośniej.
-NIEE! -Krzyknąłem zrozpaczony. Moje serce się rozpadło. Właściwie to poczułem się, jakby w ogóle już go tam nie było. Moje łzy nie przestawały płynąć, i nic już nie widziałem. Było tak...pusto. Nie pamiętam co zrobiłem. Czy stałem tam bez ruchu, czy miotałem się po podłodze...to nie było takie ważne. Ważne było to, że chłopak którego kochałem całym moim sercem, najprawdopodobniej nie żył.
Po chwili poczułem tylko gwałtowny i ostry ból z tyłu głowy, kiedy ktoś uderzył mnie czymś twardym. Może to nawet lepiej, przynajmniej nie musiałem dłużej przeżywać tych katuszy.
Później zemdlałem i była tylko ciemność...

5 komentarzy:

  1. Umieram!! To co piszesz jes swietne. Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej. Czy Zelo przezyje? A moze umrze? Czy Bang sie zalamie? Czy dolaczy do tego gangu???? Nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu xD Dzieki wielkie za ten rozdzial :) Fighting!

    OdpowiedzUsuń
  2. ... Hueeeeeeeeeeeeee ;c to było boskie, ale tak mi ich szkoda.... HUEEEEEEEE!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę jak tak można ;_; Nie wspomnę już o kończeniu w takim momencie
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :>

    OdpowiedzUsuń