sobota, 11 maja 2013

Banglo - Rozdział 3 ~Suzy


Wiem, że to wszystko takie dramatyczne, ale postaram się dodać do tego trochę więcej humoru :D Miłego czytania ^.^

Tamtego wieczora w końcu dostałem to, czego tak pragnąłem od dawna. Po kolejnej kłótni z menadżerem (oczywiście o Zelo), musiałem trochę odetchnąć. Miałem dość tego, że cały czas go obwiniał. A Zelo nie potrafił, lub po prostu nie chciał się bronić.
Przechadzałem się uliczkami Seulu z kapturem na głowie, mając nadzieję że nikt mnie nie pozna.
Wtedy ich zobaczyłem. Było ich dwóch. Stali przy murze jednej ze starych fabryk i głośno rechotali. Próbowałem trzymać się od nich z daleka, ale usłyszałem ich rozmowę.
-jakoś ostatnio tu nie widać tego lokatego blondyna. -Powiedział jeden z nich, zaciągając się papierosem.
Zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem na nich.
-Dziwisz się? -Zobaczyłem jak jego towarzysz uśmiecha się spod swojego kaptura.-Po tym co mu ostatnio zrobiliśmy?
Kolejny śmiech.
Zacisnąłem ręce w pięści, a krew zaczęła się we mnie gotować. Właściwie nie wiem kiedy i jak, może pod przypływem adrenaliny, podbiegłem do nich. Wyrwałem jednemu butelkę z ręki i rozbiłem mu ją na głowie. Drugi zareagował natychmiast wyciągając nóż z kieszeni, kiedy jego kolega wpadł z hukiem na ścianę.
Ze złością i zaskoczeniem w oczach, przejechał nim po mojej klatce piersiowej zanim zdążyłem się odsunąć, rozrywając moją bluzę, koszulkę i zostawiając ranę która natychmiast zaczęła krwawić. Poczułem jak ciepła ciecz spływa po moim ciele, ale to wszystko. Zero bólu.
W tym samym momencie kaptur zsunął mu się z głowy. Miał ciemne, krótko ścięte włosy, brązowe oczy i bliznę, która ciągnęła się od kącika ust aż po ucho. Znałem go.
Przyszedł kiedyś na plan i Zelo wyszedł wtedy razem z nim.
Trzymając mocno jego nadgarstek przyglądałem mu się. On też mnie poznał, i ten sam przerażający uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
-Przyszedłeś w imieniu swojego przyjaciela?
Spojrzałem na niego pytająco. Zarechotał.
-To ty nic nie wiesz? Ojej, jakie to smutne. Nic ci nie powiedział? -Próbował wyrwać swoją rękę z mojego uścisku, ale nie udało mu się.
-Nie obchodzi mnie to. Wiem co mu zrobiliście. -Powiedziałem grobowym tonem.
-Aaaa, tak. Przypominam sobie. Tak słodko wtedy krzyczał. ''Nie róbcie tego'', ''Proszę''...chyba nawet gdzieś usłyszałem twoje imię. -Widzę, że ci się poskarżył. To takie wzruszające że stajesz w jego obronie.
-Nie staje.
Wykorzystałem chwilę jego nieuwagi i mocno uderzyłem go w twarz, a on wypuścił swój nóż który wylądował kilka metrów od nas.
-To bardziej z zemsty. -Stwierdziłem.
Kiedy on również mnie uderzył, poczułem krew w ustach.
-Przekaż mu że go pozdrawiam, i żeby przyszedł szybko bo będzie w jeszcze większych kłopotach. -Znów się uśmiechnął, wycierając rękawem twarz.
Chciałem się kontrolować, ale nerwy mi puściły. Chwyciłem go za kurtkę, kopnąłem w brzuch i odrzuciłem od siebie. Za sprawą alkoholu w swoim organizmie zachwiał się i wpadł na ścianę tak jak swój poprzednik, i uderzył głową w parapet jednego z rozbitych okien starej fabryki. Później zemdlał.
Byłem tak wściekły, że chciałem ich pozabijać. Jednak coś mówiło żebym tego nie robił. Żebym nie stawał się tym samym co oni.
Gdybym został tam dłużej, nie wiem co bym im zrobił, więc szybko wróciłem do domu.
Na moje szczęście wszyscy już spali, bo inaczej musiałbym im się z tego tłumaczyć, a menadżer dostałby szału. Najciszej jak mogłem wszedłem po schodach do swojego pokoju, jednak wydawało mi się za skrzypią nadzwyczajnie głośno.
Zapaliłem światło i zobaczyłem że Zelo siedzi na moim łóżku.
-Dlaczego siedzisz w ciemnościach? -Zdziwiłem się.
Wyglądał jakby odetchnął z ulgą, ale kiedy zobaczył w jakim jestem stanie, w jego oczach pojawiła się panika, strach i przejęcie.
-Nie pytaj. -Powiedziałem do niego kiedy znalazł się obok mnie i zaczął mnie oglądać.
Najwyraźniej zignorował moją prośbę, bo sekundę potem zaczął zadawać mi milion pytań.
-Zelo, uspokój się. Przecież żyję.
Zmarszczył nos.
-Nie jesteś typem osoby, która bez powodu wdałaby się w bójkę. -Powiedział cicho, i nagle w jego oczach coś zabłysło. Jego twarz zrobiła się blada, a ręce zaczęły drżeć.
-Nie mów mi...
-Idę wziąć prysznic. -Oznajmiłem i skierowałem się do łazienki.
Chwycił mnie za ramiona.
-Błagam...powiedz że to nie ich spotkałeś...że to nie byli oni...
-Ale kto?
-Mówili coś o mnie? -Zapytał.
Milczałem.
-Mówili coś? Domagał się odpowiedzi.-Co im zrobiłeś?
-A co to za różnica, Zelo?
-Dlaczego po prostu tego nie zostawiłeś? Tyle razy ci mówiłem...-Wziął głębszy oddech.
-Nie mogłem...
-Ale teraz będzie jeszcze gorzej! -Zaczął krzyczeć.-Boże, co ja mam teraz zrobić?
-Uspokój się. Dlaczego się tym tak przejmujesz? Dlaczego tak się ich boisz? -Zapytałem zdezorientowany.
-Nic nie rozumiesz!
-Bo nic mi nie mówisz.
-Bo nie mogę!
-Wiem!
-No to dlaczego się tak zachowujesz nic nie wiedząc do cholery?!!
-Bo nie mogłem znieść tego jak o tobie mówili, jak się śmiali, nie rozumiesz?! -Krzyknąłem i zamknąłem się w łazience.
Słyszałem jeszcze jak trzaska drzwiami mojego pokoju. Miałem tylko nadzieję że nikt się nie obudził.
Nawet pod prysznicem nie potrafiłem pozbierać myśli. Czemu tak się zdenerwował? Co go z nimi łączy? Co przede mną ukrywa? Od kilku dni już się nad tym zastanawiałem, ale moja ciekawość i zmartwienie zwiększyły się.
Po kilkunastu minutach męki jaką sprawiała mi ciepła woda spływająca po mojej ranie na klatce piersiowej, ubrałem się i wróciłem do pokoju.
Myślałem, że Zelo wyszedł, ale znowu siedział na moim łóżku i gapił się w ścianę z zaciętym wzrokiem. Kiedy zorientował się, że wróciłem kazał usiąść mi na łóżku.
Bez słowa posmarował mnie maścią na gojenie i owinął bandażem. Jego ręce były przyjemnie chłodne i delikatne. Mimo że był na mnie zły, wiedziałem że stara się nie zadawać mi bólu.
-Zelo...
Zacząłem, ale nie podniósł nawet wzroku, więc zrezygnowałem.
Kiedy skończył wyszedł ciągle nic nie mówiąc. Chciałem go zatrzymać, ale stwierdziłem że lepiej będzie jak pozwolę mu pójść.


* * *

Kiedy później postanowiłem że sprawdzę co u niego, było nadzwyczajnie cicho.
-Nie śpisz? -Stanąłem obok niego.
-Nie mogę.
-Ja...
-Wiem. Nie chciałeś, przykro i ci i tak dalej. -Powiedział, a w jego głosie można było wyczuć nutkę irytacji.
-Nie bardzo. -Stwierdziłem.-Nie jest mi przykro.
Spojrzał na mnie zrezygnowany. W jego oczach znowu pojawił się ten smutny wyraz, którego tak nienawidziłem. Kiedy na niego patrzyłem moja dusza rozpadała się na milion kawałków których za żadne skarby nie potrafiłem pozbierać.
Maknae poniósł się, podciągając kolana pod brodę i lekko się kołysząc. Jego twarz zdradzała że intensywnie nad czymś myślał.
-Dlaczego po prostu mi nie powiesz?
Pokręcił głową.
-To niczego nie zmieni. Poza tym nie wiem czy dalej chciałbyś mnie znać. Nie uwierzyłbyś mi. -Nie widziałem jego twarzy bo się skulił, ale czułem że ma łzy w oczach.
Doprowadzało mnie to do szału. Ta niewiedza, bezradność.
Wziąłem kilka głębokich oddechów, starając się uspokoić.
-Nie mam powodu żeby ci nie wierzyć.
Zaśmiał się ironicznie.
-Nie zrozumiesz.
-Ale jak ja mam ci pomóc, skoro nawet nie wiem jak?
-Nie musisz mi pomagać.
-Dlaczego się tak zachowujesz, Zelo? Nie możesz mi zaufać?
-Nie o to chodzi, hyung. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym o tym powiedzieć, ba komukolwiek. Ale nie mogę, jeśli nie chcę żeby komśu stała się krzywda. Nie wiesz do czego oni są zdolni.
On wiedział.
Przytuliłem go do siebie instynktownie. Nie zaprotestował, tylko położył swoją głowę na moim ramieniu. Tak jak ostatnio zacząłem głaskać go po głowie.
-Dobrze. Zgodziłem się bez protestów.-Ale obiecaj że kiedyś mi powiesz.
Kiwnął głową. -I że poprosisz mnie o pomoc jeśli coś się stanie. Kolejne kiwnięcie.
Mimo że w głębi duszy wiedziałem że tego nie zrobi, poczułem się spokojniej.
-Nadal nie rozumiem co cię z nimi łączy. Przecież nie jesteś taki jak oni, nie masz powodu...-Miałem nie ciągnąć tego tematu, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
-Chciałbym. -Wyszeptał tylko.
-Musisz się trochę przespać. Jutro mamy strasznie napięty harmonogram. 
Westchnął.
-Wciąż martwisz się tylko o mnie. Czy sypiam, czy regularnie jem... Sam zostałeś zraniony, a udajesz że nic się nie stało. Ty też potrzebujesz snu. -Wypomniał mi.
Zmarszczyłem czoło, ale miał rację. Przytaknąłem mu i podszedłem do drzwi.
-Dobranoc.
-Dobranoc. -Odpowiedział cicho, i z powrotem się położył.

Kiedy wróciłem do siebie, zasnąłem w chwili kiedy moja twarz dotknęła poduszki. Byłem zbyt zmęczony i obolały żeby zrobić cokolwiek.
Jednak po jakimś czasie mój sen został przerwany.
-Hyung...
-Hmmm? -Otworzyłem lekko jedno oko, i zobaczyłem wysoką postać przy moim łóżku.
-Czy ja...eee...noo. Powiedział i się odwrócił, jakby pożałował tego że w ogóle przyszedł.
-No dobra, chodź.
Odsunąłem kołdrę, a on natychmiast znalazł się koło mnie. Wziął moją rękę i przytulił ją jak maskotkę, po czym zamknął oczy.
-Znowu miałeś koszmar? -Zgadłem po jego drgających dłoniach i pocie na czole.
-mhmm.
-To może kupimy sobie trochę większe łóżko, co? Skoro już i tak razem sypiamy...
W ciemności zobaczyłem jak kąciki jego ust lekko się unoszą.
-Nie rób sobie nadziei.
-Ja tylko stwierdzam fakty. -Przypomniałem mu.
-Rób co chcesz, ja idę spać.

Następnego dnia oboje zaspaliśmy, a ja zapomniałem nastawić sobie budzika, co było wielkim błędem.
-Hyung! Wsta... -Usłyszałem znajomy głos.''Himchan, dlaczego ty nigdy nie pukasz?'' Zapytałem w duchu. Dopiero wtedy zorientowałem się że obok mnie leżał Zelo. Cholera.
-I co, wstał już? -Zaraz po tym, znów zapadła cisza.
-Ale ten....dlaczego wy..yhhmm? -Do 'rozmowy' dołączył się Youngjae.
-Zelo popsuło się łóżko czy coś. -Skłamałem szybko, przybierając obojętną minę.
-Ejj chłopaki! -Wbiegł Jong-up. -Zelo nie ma w...oh...okeeej...
Westchnąłem głośno.
Cała czwórka stała w drzwiach przyglądając nam się. Zelo nadal przytulał do siebie moją rękę, ale żadne z nich tego nie widziało. Pod kołdrą delikatnie wyrwałem się z jego uścisku i przeciągnąłem się.
Himchan nagle wybiegł, głośno zbiegając po schodach.
-a jemu co? -Zdziwił się Daehyun, podążając za nim.
-W każdym razie, ubierzcie się i zejdźcie na śniadanie, bo o dziesiątej mamy audycję w radiu. -Rzucił jeszcze Jong-up zanim wszyscy wyszli.
Aish! Czemu nie ustawiłem tego cholernego budzika? Wyrzuciłem sam sobie.
Spojrzałem na chłopaka śpiącego obok mnie. Pierwszy raz od dawna spał tak spokojnie. Oddychał równo, i nie rzucał się po łóżku, ani nie płakał. Uśmiechnąłem się nieświadomie, i pogłaskałem go po policzku. Jego skóra była taka gładka... Nie miałem serca żeby go obudzić.
-Zelo. -Szepnąłem w końcu, ale nie zareagował. -Zelo, wstawaj. Powtórzyłem już trochę głośniej.
-Daj mi spać, człowieku. -Jęknął i zakrył oczy dłonią, rozdrażniony promieniami słońca które wlewały się do pokoju.
-Nie możesz...
-Ahh...audycja. -Przypomniał sobie.
Kiedy się podniósł, jego oczy były przymrużone a włosy rozczochrane. Przeczesał je ręką i ziewnął.
-Jak ci się spało? -Zapytałem.
-nadzwyczajnie dobrze. -Zdziwił się tym faktem.
-Widzisz? Moje łóżko działa cuda.
Prychnął, ale zauważyłem cień uśmiechu na jego twarzy zanim zamknął się w łazience. W MOJEJ łazience.
-Ejj! -Krzyknąłem za nim, ale nic nie zdziałałem.




~Suzy                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz