sobota, 11 maja 2013

Banglo - Rozdział 2 ~ Suzy


Hmm....no to macie drugi :D tak, tak wiem dużo gadania mało akcji itp...ale jakoś się rozkręci, mam nadzieję :P 

***Yong Guk***

Menadżer cały tydzień chodził nerwowy, ale nie można mu się dziwić. Musiał pozmieniać większość naszego grafiku, na czas kiedy Zelo był w szpitalu. Bez maknae zespół niemal nie mógł funkcjonować.
Po kilku dniach Zelo wrócił do domu. Jego twarz wyglądała już prawie normalnie, mimo kilku siniaków i skaleczeń. Jakimś cudem media nie dowiedziały się o całym zdarzeniu, co bardzo ułatwiało nam życie.
Jednak on sam bardzo się zmienił przez te kilka dni. Przez prawie cały czas ćwiczył, w ogóle nie zostawiając sobie wolnego czasu, a wieczory spędzał w swoim pokoju. Tłumaczył się tym, że chciał nadrobić swoje nieobecności, i wszyscy jak zwykle mu uwierzyli. Wszyscy oprócz mnie. Przestał się uśmiechać. I jeść. To stawało się naprawdę dziwne. Tamten chłopak który zawsze żartował i śmiał się najwięcej z nas wszystkich, tak po prostu znikł.
Nawet nie mogłem sobie wyobrazić tego co czuł, ale też nie wiedziałem jak mu pomóc. Po prostu go zostawić? Iść z nim pogadać? Znałem go na tyle dobrze żeby wiedzieć że wiele się nie dowiem. Jeśli w ogóle. Ta niewiedza doprowadzała mnie do szału.

-Cholera, Zelo! Nie masz już pięciu lat! Usłyszałem krzyk menadżera w korytarzu, kiedy szedłem na obiad. - Pomyślałeś o swojej reputacji? O reputacji reszty twojego zespołu? Jeśli będziesz się tak zachowywać, to lepiej odejdź już teraz! Jeszcze jeden taki numer i wylatujesz, rozumiesz?!
Cisza.
Po chwili ich zobaczyłem. Stali przed salą treningową. Menadżer, cały czerwony ze złości. I Zelo. Mimo że był o wiele wyższy, skulił się jak bezbronny szczeniak. Westchnąłem ciężko.
-Odpowiedz mi jak do ciebie mówię! Znowu na niego krzyknął.
-T-tak. Wyjąkał maknae.
-Co tak?
To już była przesada. Jakby nie widział, w jakim był stanie.
-Zrozumiałem.
Już miałem zainterweniować, ale menadżer Yang nagle wyszedł, trzaskając drzwiami. Zelo, ze spuszczoną głową wrócił na salę.
Zrobiłem jeden krok w przód, ale zawahałem się w połowie drugiego. Nogi miałem tak ciężkie, że ledwo się poruszałem. Tak jakby były przyklejone do podłogi.
Co miałem mu powiedzieć? Myślałem o tym przez cały dzień, ale głowę nadal miałem pustą. Nic, ani jednego zdania, które miało jakiś sens, czy pomogłoby w jakikolwiek sposób.
Kiedy w końcu zebrałem w sobie odwagę, wszedłem do tej nieszczęsnej sali, bez żadnego konkretnego planu.
Wszystkie światła były zgaszone, a lustra zasłonięte czarnymi kotarami. Omal na niego nie nadepnąłem. Siedział bez ruchu na podłodze z kapturem na głowie.
Usiadłem jakieś 30 centymetrów od niego, a on jeszcze bardziej schował twarz.
-Hej, Zelo...
Nie odpowiedział.
-...nie przejmuj się menadżerem, on chciał dobrze.
Tak Yong Guk, bardzo mądrze, zamiast go pocieszyć broń menadżera. 'Chciał dobrze'? Naprawdę godne podziwu.
-...martwimy się. Ja wiem, że jest ci ciężko. Kontynuowałem moją bezsensowną wypowiedź.
Cicho pociągnął nosem, i wtedy zorientowałem się, że płakał. Nie pomogło mi to. Wręcz przeciwnie. Dobiło mnie jeszcze bardziej.
Chciałem położyć dłoń na jego ramieniu, ale kiedy tylko go dotknąłem, odskoczył jak oparzony i upadł krzywiąc się z bólu.
Ja również się skrzywiłem, przypominając sobie jakim jestem idiotą.
-Przepraszam. Powiedziałem i odsunąłem się jeszcze bardziej.
Zelo z trudnością się podniósł, a jego kaptur zsunął się z jego głowy. Mimo że było ciemno, widziałem że jego oczy były czerwone, a po jego policzkach ciągle spływały łzy.
-Nie, to ja przepraszam. Wyszeptał.-To nie...nie twoja wina. Powiedział biorąc głęboki oddech, pewnie żeby powstrzymać szlochanie.-To przez...
-Wiem. Przerwałem mu.-Ale Zelo...nie możesz tak dłużej żyć...
-Myślisz, że mogę tak po prostu o tym zapomnieć?!
Jego ton nagle się zmienił.
-Tego nie powiedziałem. Przecież wiesz, że....
-To nie twoja sprawa, jak żyje. Warknął, i wybiegł z sali.
Miałem ochotę walić głową o ścianę. Naprawdę.

***Zelo***

Cholera. Musiałem się pozbierać. Tylko jak? Jak miałem żyć normalnie, kiedy ciągle o tym myślałem, kiedy nie mogłem znieść czyjegoś dotyku? Jak miałem występować w telewizji? Jak miałem ćwiczyć z resztą B.A.P?
Na dodatek pozwoliłem Yong Guk'owi zobaczyć mnie w takim stanie.
Gratuluję, właśnie pokazałeś jaka z ciebie żałosna istota, Zelo. Cudownie. Wypomniał mi głosik w głowie, który pojawiał się zawsze w najmniej odpowiednich momentach. Kazałem mu się zamknąć, ale to nic nie dało.
Myślałem, że chociaż on (Yong Guk) mnie zrozumie. Jednak jak zwykle moje chore nadzieje zdały się na nic. Mój cały świat powoli zaczynał się walić, a ja nie miałem siły ani pojęcia jak temu zapobiec.
Chyba popadam w jakąś paranoje. Pomyślałem.

Ciepły prysznic ukoił moje myśli tylko na chwilę. Później znów miałem te wszystkie obrazy przed oczami. Tą uliczkę, ich twarze, śmiechy, dźwięk rozrywanych ubrań...Usiadłem na łóżku, gapiąc się w ścianę. Ostatnio coraz częściej właśnie tak spędzałem swój wolny czas, i wiedziałem że ktoś w końcu zacznie się martwić, i chcąc czy nie chcąc będę musiał wychodzić. Ale póki co, tak mi było dobrze. No prawie, poza nocami kiedy albo nie mogłem spać, albo koszmary budziły mnie co jakiś czas (które przy okazji miałem codziennie) więc byłem bardziej zmęczony niż wypoczęty.
Usłyszałem pukanie do drzwi, a moje serce zabiło szybciej. Bałem się. Autentycznie się bałem, a moje ciało miało ochotę znaleźć się na drugim końcu świata. To głupie, bo miałem świadomość że nic mi nie groziło.
Zmusiłem się do równego oddechu i usiadłem po turecku z laptopem na kolanach.
Po chwili do pokoju wszedł Daehyun.
-Heeej, dzieciaku! Uśmiechnął się i usiadł naprzeciw mnie.
Pomachał mi paczką popcornu przed nosem. -To co dzisiaj oglądamy? Zapytał entuzjastycznie.
No tak, był piątek. Dzień, w którym razem z Daehyun'em oglądamy filmy. Zupełnie wypadło mi to z głowy.
-Ymm...nie czuję się najlepiej, hyung. Powiedziałem starając się wyglądać na chorego.
-A co, masz gorączkę? Zapytał zmartwiony i chciał dotknąć mojego czoła, ale odsunąłem się stanowczo. Zmrużył oczy.
-To nic takiego. Głowa mnie boli. Wezmę tabletki i położę się wcześniej. Wyrecytowałem na jednym wdechu.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Czemu on zawsze wszystko wiedział? Kiedy kłamię, kiedy próbuję się od czegoś wymigać. Zawsze.
-Coś kręcisz. Powiedział i zmarszczył brwi.
Tak, jakby czytał mi w myślach. Wymusiłem na sobie uśmiech, co przez te kilka dni opanowałem niemalże do perfekcji.
-No co ty, ja?
Jeszcze przez chwilę wiercił mnie wzrokiem, a ja po raz kolejny chciałem zniknąć, zapaść się pod ziemię albo zemdleć.
W końcu też się uśmiechnął i podszedł do drzwi.
-No dobra, ale za tydzień ci nie odpuszczę, choćbyś był na łożu śmierci. Zaśmiał się, puścił do mnie oczko i wyszedł.
Odetchnąłem głośno, jakby ktoś ściągnął ze mnie jakiś ogromy ciężar.


***Yong Guk***

Kiedy od dwóch godzin nie mogłem zasnąć, wyszedłem się przewietrzyć. Ten dzieciak cały czas chodził mi po głowie, i nie chciał odejść.
Zatrzymałem się przed pokojem Zelo, kiedy usłyszałem jego krzyk. Zawahałem się, zastanawiając się czy tam wejść, czy nie.
W końcu po chwili bicia się z własnymi myślami, powoli otworzyłem drzwi.
Zelo leżał na łóżku, strasznie się rzucając. Miał na sobie tylko spodnie z piżamy, a kołdra leżała na ziemi. Jego twarz była wykrzywiona w bólu, i zanim zrobiłem kolejny krok znów zaczął krzyczeć.
-Nie, proszę!
Jego oddech gwałtownie przyspieszył a strużki potu spływały mu po twarzy.
Lekko nim potrząsnąłem, starając się go nie przestraszyć.
-Zelo, obudź się. Zelo!
Po kilku próbach w końcu otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju, odetchnął cicho i...wybuchł płaczem. Schował twarz w dłoniach, szlochając.
Jak zwykle nie wiedziałem co zrobić i przekląłem siebie po raz enty, za to jakim jestem kretynem.
-Hej, spokojnie. Powiedziałem delikatnym głosem, starając się go uspokoić.-To tylko koszmar.
Nie odpowiedział.
Zrezygnowany podniosłem kołdrę i go przykryłem, bo w pokoju było dość chłodno.
Już oddychał w miarę równo, ale łzy nie przestały lecieć po jego policzkach i wciąż się trząsł.


* * *

W poniedziałek nie mieliśmy ani chwili wytchnienia. Próby, nagrywanie nowej piosenki, sesja zdjęciowa. Mimo to, Zelo nadal zachowywał się tak samo. Mało mówił, prawie w ogóle się nie uśmiechał, nie jadł i trzymał się na dystans.
-Martwię się o niego. Powiedział cicho Daehyun na lunchu, kiedy Zelo po raz kolejny unikał posiłku.
-Może po prostu nie chce sprawiać kłopotów. Zaproponował Jong-up.
Daehyun pokręcił głową z grymasem na twarzy.
-Nie zmieniłby się aż tak bardzo.
Nagle jego wzrok przeniósł się na mnie.
-Ty z nim rozmawiałeś w szpitalu, prawda? Dość długo z nim siedziałeś...coś ci mówił?
Przełknąłem kawałek kimichi z wielką trudnością i zrobiłem obojętną minę.
-Nic takiego. Znowu ktoś go zaczepił, i tak to się skończyło.
-Ale nie mówił nawet kto to był?
Pokręciłem głową. Gdybym tylko wiedział...ten ktoś z pewnością by tego pożałował.
-Może trzeba iść i z nim pogadać? Himchan odłożył pałeczki i zaczął myśleć.
Daehyun pokręcił głową.
-Nie znasz go? I tak ci nic nie powie. Zawsze się o wszystkich martwi, a sam nie chce pomocy.
Wszyscy nagle westchnęli jakby ćwiczyli to cały ranek. Ja jednak wolałem nie angażować się w rozmowę i skupić na jedzeniu, chociaż nie miałem apetytu.
Kiedy skończyłem, wziąłem kilka rzeczy i poszedłem go szukać.
Był w sali ćwiczeń, jak się tego spodziewałem. Ćwiczył układ do naszego nowego singla, chociaż właściwie nie wiem czemu, bo znał go lepiej niż ktokolwiek. Chyba po prostu chciał być zajęty.
Wyłączyłem muzykę, a on dopiero wtedy zorientował się że tam jestem. Zatrzymał się nagle i spojrzał na mnie z wyrzutem.
Podszedłem do niego i wręczyłem mu pudełeczko z jedzeniem i pałeczki.
-Nie jestem głodny. Powiedział chłodno, próbując mi je oddać.
-Musisz coś jeść, tym bardziej że bez przerwy ćwiczysz.
Wzruszył ramionami.
-Nic mi nie jest. Nie musisz się tak o mnie troszczyć. Nie jesteś za mnie odpowiedzialny.
Prawdę mówiąc trochę byłem, i tak się czułem. Mimo że na początku zbytnio się nie dogadywaliśmy, to później jakoś minęło.
-Co ty chcesz tym osiągnąć? Chcesz sobie coś udowodnić, czy tylko pozbawić się wolnego czasu? Syknąłem, tracąc cierpliwość.
Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem swoimi czekoladowymi oczami.
-Później zj...
Nie zdążył dokończyć, bo mdlejąc, z hukiem upadł na posadzkę.
Spanikowany szybko zaniosłem go do pokoju i położyłem na łóżku. Wiedziałem, że coś takiego stanie się prędzej czy później, ale on mnie oczywiście nie słuchał.
Wtedy zauważyłem jego podkrążone oczy, i to jak bardzo schudł. Zawsze był szczupły, ale i jego żebra i kości policzkowe były niepokojąco widoczne.
Zadzwoniłem do lekarza. Powiedział mi tylko że Zelo zemdlał z przemęczenia, i jak wstanie żebym koniecznie zmusił go do zjedzenia czegokolwiek. Co prawda wiele mi to nie pomogło, ale nic innego nie mogłem zrobić.
Sprawdziłem czy ma gorączkę, ale jego czoło było chłodne.

-ał...to boli...Powiedział i chwycił się za głowę, kiedy po jakimś czasie wstał.
Spojrzałem na niego zrezygnowany.
-Jakbyś nie zachowywał się jak dziecko, to by się nie stało. Powiedziałem szorstko.
Chłopak spuścił głowę z miną winnego. Ostatnio robił to coraz częściej.
-Wiem. Odpowiedział cicho, bawiąc się palcami.
-słuchaj...ja rozumiem, że jest ci ciężko i wcale ci się nie dziwię, ale musisz coś zjeść. Strasznie schudłeś.
Uniosłem jego koszulkę, jakbym chciał mu coś udowodnić. Lekko drgnął i wziął moją rękę odpychając ją.
-Nie jestem głodny.
Przewróciłem oczami.
-Mam cię nakarmić?
Uśmiechnął się smutno.
-Zelo, do cholery. Chcę ci pomóc, a ty...
-Mi nie można pomóc! Nie rozumiesz tego? Wybuchł nagle. -Ty nie wiesz jak tam było...co oni...
W jego oczach znowu pojawiły się łzy, a ja poczułem bolesne ukłucie w sercu.
-Tak...ale...im o to chodziło. Oni WIEDZIELI że tak się stanie.
Westchnął cicho, i po raz pierwszy od wielu dni spojrzał mi prosto w oczy.
-Możesz zostawić mnie samego? Muszę trochę pomyśleć.
Kiwnąłem głową. Kiedy stanąłem przy drzwiach poprosiłem go, żeby jednak coś zjadł.
W odpowiedzi tylko mruknął coś pod nosem.

Wróciłem do niego w nocy, chcąc sprawdzić jak się czuje. Znowu krzyczał i wił się na łóżku, tak jak się spodziewałem.
Przez kilka sekund odkąd otworzył oczy, był zdezorientowany, ale kiedy na mnie spojrzał, odetchnął cicho i przytulił się do mojej piersi mocno zaciskając oczy.
Zaskoczył mnie tym, zważając na to że przez ostatnie dwa tygodnie unikał jakichkolwiek kontaktów fizycznych z innymi.
Odruchowo odwzajemniłem uścisk i pogłaskałem go po blond włosach, które jak zwykle pachniały brzoskwinią i świeżym powietrzem. Przyłapałem się nawet na głębokim oddychaniu.
Po kilkunastu sekundach moja koszulka była już cała mokra, a on nie przestawał cicho płakać. Nadal cały się trząsł, ale nic nie mówiłem. Tak mocno uczepił się mojej koszuli, że byłem niemal pewny że ją potargał.
Minęła może minuta, może godzina, a nawet kilka zanim powoli się odsunął. Cały czas myślałem o tym co mu się przyśniło.
Spojrzałem na niego zmartwiony.
-Boję się. Wyszeptał.
-Tutaj nikt cię nie znajdzie. Nie pozwolę im się do ciebie zbliżyć.
Pokręcił głową, dając mi do zrozumienia że nie o to mu chodziło.
-Boję się spać. Boję się ludzi. Boję się, że znowu będę musiał...W tym momencie załamał mu się głos.-przez to przechodzić.
Tym razem ja go do siebie przyciągnąłem. Nie zaprotestował.
-boisz się mnie? Zapytałem.
-nie wiem...Przerwał na chwilę. -chyba nie...
-Na razie tyle wystarczy. Połóż się, musisz się w końcu wyspać.
Znów pokręcił głową.
-Nie ma sensu. I tak zaraz się obudzę. Powiedział, przecierając oczy ręką.
-Spróbuj chociaż. Poprosiłem.-Jeśli nie będziesz o tym tyle myślał, to koszmary ustąpią.
-A...zostaniesz ze mną? W jego głosie była nutka niepewności, choć zazwyczaj nigdy się nie wahał.
Bez słowa wsunąłem się pod kołdrę. Zelo zrobił to samo, i ułożył głowę na mojej ręce lekko podkulając nogi.
Parsknąłem cicho.
-jak chcesz się przytulić, to po prostu powiedz. Szepnąłem uśmiechając się.
-Spadaj. Odpowiedział chłodno, ale przysunął się jeszcze bliżej.
Wyszeptał jeszcze jedno słowo, zanim Morfeusz porwał go z powrotem do krainy snów.
-Dziękuję.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz