Nic się nie dzieje, i krótki. Wiem, przepraszam, ale nie mogłam od razu przejść do tych 'fajnych' i 'ciekawych' scen. W każdym razie ten rozdział jest napisany z punktu widzenia Zelo, także WOOOW :p może też dlatego taki krótki. Chciałam tylko żebyście mogli poznać go trochę bardziej, i zobaczyć że on nie jest tylko skrzywdzonym dzieciaczkiem który nie wie nic o życiu. Mówię to po raz 23735664 ale na prawdę nie miałam weny :P a jako że ciągle się upominacie o nowy rozdział, to łapcie :) Miłego czytania, pozdrawiam <3
ZELO
Stalowa klatka w której mnie zamknięto, wydawała się robić coraz mniejsza. Ludzie w okół krzyczeli, śmiali się i gwizdali, przez co zaczęło mi się kręcić w głowie. Moje serce biło w niewyobrażalnym tempie , a ręce i czoło były spocone. Już raz przez to przechodziłem. Zabij, albo zostaniesz zabity... Wszystkie światła zostały skierowane na mnie, i na mężczyznę który stał przede mną. Na początku nie mogłem zobaczyć jego twarzy, bo zasłaniał ją kaptur. Widziałem tylko przerażający uśmiech, i to jak zaciska ręce w pięści. Kiedy zrobił krok w moją stronę, ciarki przeszły mnie po plecach, a widownia stała się jeszcze głośniejsza. Kątem oka zobaczyłem jak wszyscy zakładają się o to kto wygra. Raczej na mnie nie liczyli.
Po chwili mój przeciwnik opuścił swój kaptur, a ja zamarłem zszokowany. Yong Guk...to nie mógł być on. Te oczy szaleńca, żądza mordu, nie to nie on...ale ta twarz...
Nagle znalazłem się na polanie. Miałem na sobie czarny garnitur a w rękach trzymałem bukiet. Świeciło słońce, i niemal czułem zapach zielonej trawy i polnych kwiatów. Przez chwilę byłem szczęśliwy. Do tego stopnia, że miałem ochotę zacząć tańczyć. Jednak czegoś brakowało. Kiedy rozejrzałem się dookoła, wszystko zaczęło się zmieniać. Kwiaty w moich rękach zwiędły. W jednym momencie zapadła noc, i tym razem jedynym źródłem światła była jedna latarnia, która mrugała co jakiś czas, a trawa zamieniła się w błoto. Moje chwilowe szczęście ulotniło się w ciągu sekundy. Przede mną znajdowały się dwa nagrobki. Nagrobki, na których widniały napisy: ''Bang Yong Guk'' i ''Lin Chang Su''.
Zatkałem usta dłonią w przerażeniu.
-Tak, Zelo, to ty mnie zabiłeś. -Usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się odruchowo, co było dużym błędem. Yong Guk...on...nie wyglądał tak samo. Jego twarz była zakrwawiona, ręce posiniaczone, a nogi dziwnie zdeformowane.
Z niedowierzaniem uklęknąłem.
-Ale...jak? -Zapytałem cicho, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w mojej głowie.
-Nie pamiętasz? To twoja wina....to ty mi to zrobiłeś. -Powiedział chłodno, patrząc na mnie z góry.
-Ja...ja nie chciałem. -jęknąłem.
Kiedy jeszcze raz spojrzałem na nagrobki, na jednym z nich siedział Chang Su. Nawet na mnie nie patrzył. Po prostu siedział i wpatrywał się w ziemię, cicho szlochając. Z jego ust wydobyło się słowo, które jeszcze przez chwilę brzęczało mi w głowie.
-Przepraszam.
Po chwili obydwoje zniknęli, zostawiając mnie samego.
Kiedy się obudziłem, wytarłem kilka łez z mojego policzka dłonią. Leżałem skulony na boku, kurczowo trzymając się poduszki, do tego stopnia że niemal ich nie czułem.
-Zelo, wszystko okej? -Usłyszałem głos Yong Guka.
Natychmiast się podniosłem i usiadłem. Chłopak zrobił to samo i spojrzał na mnie pytająco.
Przez chwilę ogarnęła mnie panika ale wyglądał normalnie. Nie był zakrwawiony, i nie miał żądzy mordu wypisanej na twarzy...całe szczęście.
-Znowu miałeś koszmar.-Stwierdził, uważnie mi się przyglądając.
Kiwnąłem głową, kiedy mnie przytulił.
-Hyung, nie możesz tam za mnie iść. -Powiedziałem, chociaż brzmiało to bardziej jak prośba.-Oni cię zabiją.
-Nie zrobią tego. -Zapewnił mnie, głaskając mnie po plecach.
Pokręciłem głową.
-Nie, nie możesz tego zrobić. Nie chcę przez to znowu przechodzić...
-Słucham?
-N-nie, nic.
Westchnął cicho. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Najwyraźniej był już zmęczony moimi ciągłymi kłamstwami i unikaniem tematu. Ja też nie chciałem kłamać. Wiedziałem że i tak nie spocznie dopóki się wszystkiego nie dowie.
Przysunąłem się tak, żeby usiąść na przeciw niego.
-Oni zabili już kogoś mi bliskiego. -Powiedziałem powoli, patrząc mu w oczy które po chwili rozszerzyły się w zdziwieniu. Nie wiedziałem jak mu to powiedzieć, więc nie owijałem w bawełnę.
-Co?
-Miałem przyjaciela, Chang Su. -Wytłumaczyłem. -Chodziliśmy razem do szkoły i znaliśmy się od zawszę. Nawet nie zauważyłem kiedy uzależnił się od narkotyków, i na dodatek miał masę długów. A kiedy w końcu się zorientowałem było już za późno. Ludzie, którym był dłużny pieniądze zaczęli grozić mu śmiercią, a on coraz częściej przychodził pobity, no i był na głodzie. Więc ja...
-OSZALAŁEŚ?! Wziąłeś na siebie czyiś dług, i przez to...-Wybuchł Yong Guk, jednak wiedziałem że się o mnie martwił.
-Uspokój się. -Upomniałem go. -Teraz już za późno na takie rzeczy. W każdym razie pomogłem mu jakoś z tego wyjść. Zacząłem pracę, i spłacałem dług moją wypłatą. Tylko że on zaczął zachowywać się coraz gorzej, ciągle błagając mnie o pieniądze bądź narkotyki. Pamiętam, że to była sobota kiedy poszliśmy się z nimi spotkać. Właściwie nie wiem o co poszło, ale Chang Su chyba nie chciał czegoś zrobić. Zaczęli się kłócić. Więc jeden z nich wyciągnął pistolet...
-O boże...-Usłyszałem tylko.
Ku mojemu zdziwieniu nie płakałem. Od tamtego czasu minęły ponad dwa lata, i jakoś nauczyłem się sobie z tym radzić. Yong Guk patrzył na mnie z mieszanymi uczuciami. Nie wiedział czy mi współczuć, czy mieć do mnie pretensje, że wpakowałem się w to z własnej woli.
-Ale dlaczego to zrobiłeś? -Zapytał mnie cicho.
Wzruszyłem ramionami.
- Byłem w tej samej sytuacji co ty teraz. Mój przyjaciel miał kłopoty, więc chciałem mu pomóc...
-Ale to co innego. -Zaprotestował.
Pokręciłem głową, uśmiechając się smutno.
-Nie kłóćmy się o to. Już wiesz dlaczego nie mogę ci na to pozwolić.
-Więc chcesz żebym patrzył jak zatłuką cię na śmierć?
-Nie o to chodzi. Nie możesz popełnić tego samego błędu co ja, bo będziesz czuł się jeszcze gorzej.
Jego ciepłe dłonie nadal ściskały moje.
-Nie możemy po prostu gdzieś wyjechać? -Zaproponował, wzdychając bezradnie.
-Nie mogę od tego uciec.
-Ale...
Nie wiem jak to się stało. W jednej chwili patrzyłem w jego błyszczące od łez oczy, a w drugiej on ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Nie miałbym nic przeciwko, tylko to nie był zwykły buziak tak jak wcześniej. Ten pocałunek był wolniejszy, głębszy i intymniejszy. Mimo że miałem ochotę zrobić to samo, zostałem w bezruchu. Może to dlatego że dawno nie byłem tak blisko nikogo, może byłem zbyt zszokowany. Yong Guk po chwili zamarł w miejscu, ze swoimi ustami na moich. Odsunął swoje ręce i cofnął się.
-Prze...przepraszam. -Wyjąkał, patrząc w dół. Wyglądał na tak skruszonego, że to ja miałem ochotę przepraszać jego. Wiedziałem, że jest mu ciężko. Że nie wiedział czy może się zbliżyć, czy może mnie dotknąć. Cały czas się powstrzymywał, ze względu na mnie. Nie chciał mnie skrzywdzić, i bał się jak zareaguję.
Kiedy nic nie powiedziałem, w końcu podniósł wzrok, a ja uśmiechnąłem się do niego.
-Nie przejmuj się. Nic się nie stało, tylko nie rób tego tak nagle. Nie wiem czy jeszcze jestem na to gotowy...
-Nie no, jasne. Już tego nie zrobię. -Zapewnił mnie z lekkim uśmiechem. -Może ja pójdę do siebie...
-Ale ja nie mówię że masz tego nie robić.-Powiedziałem szybko. -Tylko nie rób tego tak nagle...-Powtórzyłem, bo chyba nie skojarzył o co mi chodzi. Jak inaczej miałem mu to powiedzieć?
-Yyyy....no dobra. To....mam zostać?
Niemal wybuchnąłem śmiechem. Jak on mógł być tak nie pewny? Czyż nie wyznałem mu miłości dwa dni wcześniej? Na prawdę wątpił w moje uczucia do tego stopnia?
Kiwnąłem głową w odpowiedzi, szybko wskakując pod kołdrę. Zrobił to samo, ale ciągle trzymał dystans.
-Słodki jesteś. -Mruknąłem pod nosem.
-Słucham?
-Nic, tak sobie gadam.
Jak zwykle wtuliłem się w jego pierś, a on objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Chyba nadal żałował tego co zrobił, bo nic nie mówił ani na mnie nie patrzył. Pocałowałem go w policzek i chyba wyrwałem go tym z rozmyślań.
-Hyung...-Szepnąłem, chcąc zwrócić na siebie całą jego uwagę.
-Nie rób tak! -Syknął nagle, zbijając mnie z tropu.
-Ale...
Zaczął się wiercić. Rękami wyczułem że szybciej oddycha, i jego serce zrobiło się niespokojne. Uśmiechnąłem się w duchu.
-Hyuuuung! -Powtórzyłem, tym razem w prost do jego ucha.
-Robisz to specjalnie. -Wyrzucił mi, marszcząc brwi.
-No to na mnie spójrz. -Mruknąłem.
* * *
-No to jak było ostatniej nocy, Zelo? -Zapytał Daehyun przy śniadaniu.
Zakrztusiłem się moimi płatkami, i spojrzałem na niego przerażony. Yong Guk zatrzymał swoją łyżkę w połowie drogi do ust, i spojrzał w stół.
-No, naprawiłeś już swoje łóżko?
Chyba jeszcze nigdy nie odczułem takiej ulgi. Chłopak siedzący na drugim końcu stołu odetchnął głęboko.
-A o czym ty myślałeś? -Zaśmiał się Himchan, lekko szturchając mnie łokciem.
-Yy...no o niczym. -Powiedziałem szybko, okazując nadzwyczajne zainteresowanie serwetkami.
-To dlaczego dzisiaj rano oboje wyszliście z pokoju Yong Guka? -Cały zespół zaczął przyglądać się nam podejrzliwie.
-Budziłem go. -Odpowiedziałem, starając zachowywać się normalnie.
Yong Guk kiwnął tylko głową, pokazując że się zgadza.
Na całe szczęście już nikt nie poruszył tego tematu. Wszyscy skoncentrowali się na naszym najbliższym koncercie i tym co zaśpiewamy.
Mimo że przy Yong Guk'u tego nie okazywałem, ciągle myślałem o tej walce. Co miałem zrobić? Nie mogłem pozwolić mu walczyć za mnie. Wiedziałem jak tam jest, raz już niemal pobito mnie na śmierć i nie chciałem tam wracać. To nie tak że bałem się bólu, czy nawet śmierci. Bałem się o niego. Nie wiedziałem do czego byłby zdolny jeśli coś by mi się stało. To wszystko zaszło już zbyt daleko, bym teraz mógł cokolwiek zrobić. Aish, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem, dlaczego nie trzymałem się z dala od niego?! Teraz musiałem się martwić jeszcze o jego zły temperament i dumę. Ludzie mówią że miłość zbawia, ratuje i uskrzydla. Pf, jak miałem w to uwierzyć, kiedy jedyne co miłość mi przyniosła to to, że stałem się jeszcze słabszy? Książki i filmy są jednym wielkim kłamstwem w porównaniu z prawdziwym życiem. Gdzie jest niby ta cała sielanka, tańczący ludzie w parku i szczęśliwe zakończenie? A może wcale mi się nie należało?
Mimo wszystko, byłem zbyt samolubny żeby z niego zrezygnować. Nie wyobrażałem sobie chociaż dnia bez jego uśmiechu, który przeplatał się ze zmartwieniem i irytacją. Bez jego zakłopotania, i błyszczących oczu. Nie mógłbym mu powiedzieć że już go nie chcę. Normalnie byłem dobrym kłamcą, ale nie potrafiłbym tego zrobić.
~Suzy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz